Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: Qest "Nowa szansa" cz.12  
Autor: Panter
Opublikowano: 2009/5/22
Przeczytano: 1542 raz(y)
Rozmiar 11.58 KB
0

(+0|-0)
 
Część dwunasta
Postanowiłem nieco zmienić sposób narracji, taki mały experyment, proszę o wszelkie opinie, zarówno ta na plus, jak i minus w komentarzach, bądź PM.
Enjoy

Impet eksplozji pozbawił ją na chwilę przytomności. Leżała na zimnej, stalowej posadzce pokrytej żółtą farbą i czymś jeszcze.
Czymś znajomym, o metalicznym posmaku, jaki pozostawiał zapach tej rzeczy w pysku.
Krew.
- Max… Max!- wykrzyknęła. W tym samym momencie zauważyła, że cały czas Max chronił ją swoim ciałem, a teraz leżał na niej, nieprzytomny i oklapły jak pusty balonik.
Z jego pleców sterczał długi odłamek metalu.
- Miłosierna Ayii, NIE!- wrzasnęła- MAX! Obudź się, Max, no obudź się wariacie, błagam cię, wstań!
- A-aa-a-uuuł…- zajęczała ktoś za jej plecami.
-Mherr! Wstawaj draniu i przydaj się na coś.- zaczęła szarpać psa.
- Arg! Przestań! Co cię napadło?
- Max potrzebuje pomocy!- niemal zawyła.
Kheidranin nie potrzebował ani słowa więcej. W sekundę zebrał się w garść, a w następnej wystawił diagnozę.
- Cattie, to żelastwo trafiło go w kręgosłup. On umiera, nie mogę mu pomóc.
- Na Ayii’ę, zaklinam cię… Pomóż MU!!
Samiec milczał chwilę. Powiedział:
- Pomóż mi go wynieść stąd. Trzeba znaleźć lecznicę, tam znajdę narzędzia.
Trzymając za nogi ręce, jakoś udało im się przenieść go do niewielkiego pomieszczenia o białych ścianach i z metalowym stołem przykrytym płóciennym prześcieradłem.
Położyli Maxa na stole. Mherr zaczął szukać narzędzi.
- Zdołasz mu pomóc?- zapytała Cattie.
- Nie mam pojęcia, ale spróbuję. Jeżeli oberwał w kręgosłup…- urwał. Nie było potrzeby kończenia.
Zamiast tego wziął się do roboty. Z widoczną wprawą posługiwał się skalpelem i kompletem różnych klipsów i zacisków.
Wreszcie:
- Udało mi się usunąć odłamek, ale…
- Co? Mów!
- Blacha przecięła niemal połowę rdzenia kręgowego.- po tych słowach zaczął zszywać pacjenta- Przeżyje, ale może się okazać, że resztę życia spędzi na łóżku.
- Dziękuję.- szepnęła tygrysica- Ale co teraz? Zabierzemy go na Obierzyświata?
- Mowy nie ma. Jest w zbyt ciężkim stanie, a dodatkowo nie jestem w pełni przekonany, czy jednak przeżyje więcej niż kilka godzin.
- Mówiłeś…
- Wiem, co mówiłem.- warknął- Chodzi o to, że budowa ciała kheidrańskiego i terrańskiego dosyć się różnią. Zrobiłem, co mogłem, ale nie obiecuję cudu.- dodał, zawiązując szew.
- Czy w takim razie jest coś, co możemy zrobić?
Milczał chwilę.
- My wciąż mamy szansę wrócić na pokład. Jego wkrótce powinni znaleźć, choć, mam pewien pomysł… szalony, co prawda, ale zawsze.
- No mów.- ponaglała go- O co ci chodzi?
Mherr wyciągnął z niewielkiej torby przy pasie szklaną rurkę wypełnioną zielonkawym płynem.
- Czy to…?- zapytała przejęta Cattie.
- Protowirus regeneracyjny. Wymusza błyskawiczną regenerację organizmu.
- Więc czemu tego nie użyjesz?
- To prototyp. Wciąż jest testowany na nas, a nie mam zielonego pojęcia, jak zadziała na niego.- odpowiedział, zerkając na Maxa- Może go nawet zabić.
- A jaka to teraz różnica?- zawołała wściekle samica- Przecież on i tak jest umierający! ZRÓB TO!
Widać było, że pies się wahał. W końcu, jednak, sięgnął jeszcze raz do torby i wyjął z niej niewielki iniektor, którego komorę napełnił dziwnym płynem z pojemnika.
Przyłożył urządzenie do skóry człowieka. Spojrzał na Cattie, a ta kiwnęła przyzwalająco głową.
- Dharr… no to, fera.- powiedział, po czym wstrzyknął substancję.
W tym momencie do pomieszczenia wbiegła czwórka Czarnych.
- Dranie!- wrzasnął psowaty i próbował trafić jednego z nich skalpelem. Jednak cios prosto w czoło metalową kolbą broni zgasił go jak świeczkę.
Jeden złapał tygrysicę za ramiona z taką siłą, że niemal połamał jej kości.
- NIE! PUSZCZAJCIE, WY NĘDZNI MATKO…- nie dokończyła. Ją również ogłuszono.
- A co z tym ścierwem tutaj?- zapytał jeden, wskazując na rannego.
- To truchło? Zostaw je, i tak zaraz zdechnie.- zarechotał jeden z wilków. Świeżo zaszyta rana dobitnie ukazywała przyszłość Maxa.
Odeszli.
***
Cisza i niemal zwłoki. Tylko te dwie rzeczy znajdywały się w lecznicy.
Po kilku minutach dołączył do nich jeszcze krzyk.
A właściwie wrzask.
Wrzask, jaki wydaje człowiek, któremu na torturach rozrywa się członki końmi.
Max wrzeszczał jak opętany. Całym jego ciałem wstrząsały liczne spazmy, tak silne, że momentami miało się wrażenie, że zaraz złamie sobie kręgosłup.
Co chwilę składał się w chińską ósemkę, by zaraz rozczapierzać ręce i nogi niczym rozgwiazda.
Wszystkie kości trzeszczały, zmieniały kształt, rosły, malały, przystosowywały się do nowego ciała.
Na skórze pojawiły się liczne, drobne, białe włoski, oraz coś w rodzaju lamparcich cętek.
Paznokcie wydłużyły się, tworząc niemal szpony, podobnie zęby, które przekształciły się w kły.
Twarz uległa wydłużeniu. Nos przesunął się na przód. Uszy stały się bardziej spiczaste i znalazły się nieco nad skrońmi.
Stopy wydłużyły się i rozszerzyły, a całe nogi zaczęły wyglądać jak tylnie łapy jakiegoś drapieżnego kota.
Z kolei u dołu pleców wyrósł w pełni sprawny ogon.
Całe ciało pokryło się miękkim, białym futrem naznaczonym licznymi, lamparcimi cętkami.
Spazmy osłabły, trwały jeszcze chwilę, po czym ustały całkowicie, a Max ponownie stracił przytomność.
***
- Arh… co do diabła…- zajęczał człowiek.
- Cattie!- przypomniał sobie, po czym szybko wstał. Jednak zaniepokoiły go trzy rzeczy.
Tygrysicy nie było nigdzie w lecznicy, a on, pomimo trafienia w kręgosłup mógł normalnie się poruszać.
Tercjo, był cały pokryty futrem i miał ogon.
- Job twoi mać. What the fook się tutaj dzieje? To nie może być Aerii. Tam, owszem ,już raz zrobiło ze mnie futrzaka, ale to chyba zbyt prawdziwe na schizę…
Zauważył coś błyszczącego na podłodze, więc sięgnął po to.
- Miedziana obręcz na czoło. Szlag! Cattie, gdzie jesteś?
- Denev, mheri nomem az dur, mememre Dharr!- zawołał ktoś na korytarzu.
- Czarni.- pomyślał Max, po czym jednym skokiem przyparł do ściany.
Kilka metrów od wejścia do pomieszczenia rozmawiała para piratów. Obaj byli poubierani w jakieś strzępy ubrań, czy też szat, oraz fragmenty kombinezonów próżniowych, przypominając parę les jules, których policja właśnie wyłowiła z kontenera na odpadki.
Nadstawił lamparcich uszu, próbując wyłapać całą rozmowę, ale okazało się to zbyteczne, bo pomimo ścian i dystansu między nimi i tak wszystko słyszał.
-Może jednak to ciało nie jest takie złe…- pomyślał, spoglądając na swoje dłonie, uzbrojone teraz w komplet ostrych pazurów i wyłożonych poduszkami.
- Dajże spokój, na jaką cholerę ci któraś z tych bezwłosych samic?- zapytał jeden z piratów.
- Rypać mi się chce. Jeżeli tutaj czegoś nie zgwałcę, to chyba komuś jaja odgryzę.- odrzekł drugi.
- Na jakie diabły? Naprawdę chcesz złapać jakiego syfa? Jeżeli musisz aż tak, to spoko, nie mój problem, jak ci faja zgnije, ale nie przychodź do mnie z wyciem, prosząc o antidota.
- Więc co mam zrobić, zadowąchaczu?
- Odpierdol się od moich upodobań! A z resztą, ktoś z naszej grupy złapał ponoć tą mentalkę, więc jak już herszt skończy tłumaczyć jej, co ją czeka, powinniśmy mieć nie jedną okazję żeby sobie poryćkać.
- Ty jednak masz jeszcze mózg! Sprawdzimy jeszcze tutaj, czy nie ma czegoś ciekawego i spadamy.
Nie miał wiele czasu. Weszliby za kilka sekund. Chwycił więc leżący na stoliku blaster i wibronóż.
Adrenalina i wściekłość za to, jak mówili o Cattie buzowały w żyłach. Serce biło jak oszalałe. Czekał. Jak drapieżnik na ofiary.
Drzwi się rozwarły, a on skoczył na całkowicie zaskoczonych basiorów.
Jeden próbował uderzyć go kolbą broni, ale Max zwinnie, niespodziewanie zwinnie, nawet dla niego samego, zanurkował pod prawym ramieniem wilka i ciął go nożem w pachę, głęboko, tak, że poprzecinał większość ścięgien i kawałek kości. Wbroostrze niemal nie napotkało oporu, a zwiększona siła załatwiła resztę.
Czarny niemal wykrwawił się na śmierć w momencie ataku.
Drugi, widząc, co się stało jego towarzyszowi, odsunął się i próbował strzelić do śnieżnego lamparta ze strzelby, którą ewidentnie nie potrafił się dobrze posługiwać.
Jednak oko miał niezłe. Dwa razy o mały włos nie trafił go.
- Eat this, swołocz!- zawołał Max, celując z blastera prosto w twarz wilka. Nacisnął spust. Broń tylko wydała dźwięk dziwnie podobny do tego, jaki wydaje zdychający pies.
- Cholerna, prototypowa tandeta!- zawołał rozwścieczony, uskakując przed pociskami pirata. Musiał improwizować.
Zaczerpnął z mocy, posłał ją wzdłuż ramienia, aby zebrała się w dłoni, po czym uderzył w powietrze i wystrzelił kulisty pocisk, który trafił Czarnego pierś.
Ten odleciał na kilka metrów, jak rażony piorunem i walnął z impetem w ścianę, po której powoli zjechał na ziemię, gdzie legł martwy na plecy.
Z jego uszu, nosa, pyska i oczodołów płynęła krew zmieszana z kawałkami kości i organów. Uderzenie zamieniło jego wnętrze w mięso mielone i mączkę kostną.
Emocje parowały szybko. Max stał, wpatrując się oszołomiony w zwłoki.
- Zabiłem ich…- szepnął.
- Zabiłem. Jak psy.- tego było za dużo.
Nagłe torsje wstrząsnęły jego ciałem i zwymiotował żółcią na posadzkę.
- Pfu! Rzygam jak kot.- zaśmiał się nieco panicznie.
- Dobra Max, weź się w garść. Ci goście to półmózgie melepety. Jeżeli przerobiłeś kilku z nich na schabowe, to tylko w obronie własnej, zresztą i tak z pożytkiem dla puli genetycznej.
- Darwin byłby ze mnie dumny.- powiedział, gdy już udało mu się uspokoić żołądek.
- Dobra, trzeba by pomóc Cattie i załodze.- zadecydował w myślach i ruszył z powrotem do pomieszczenia lecznicy po kilka gratów.
Wibronóż, wyłączony, wcisnął za pas kombinezonu. Do znalezionego plecaka wrzucił kilka flar dla odwrócenia uwagi.
- Jeszcze sprawdzić trupy.- pomyślał.
Okazało się, że wilczki miały ze sobą niemały skarb.
- Aw, man! Święta coś wcześnie w tym roku.
Jeden z nich miał w torbie blisko tuzin granatów, które, po rozszyfrowaniu napisów na niemal nieczytelnych etykietach, zaklasyfikował jako plazmowe.
Za to ten drugi, którego Max załatwił wcześniej był jeszcze lepszy.
Helfire X5. Magnetyczna kusza snajperska. Zasięg półtora kilometra przy dobrej pogodzie, niemal bezgłośna, mogąca wystrzelić do 12 bełtów w ciągu minuty dzięki magazynkowi podczepionemu do mechanizmu podajnika.
- Szykuje się małe safari.- mruknął lampart, po czym zapakował kuszę wraz z zapasem amunicji i ładunkami do torby.
Musiał się spieszyć.
Cattie potrzebowała pomocy.


Koniec części dwunastej

Ps. Proszę o opinię w komentarzach, który styl narracji jest lepszy. Obecny, czy ten z poprzednich części?
 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
0
(+0|-0)
Opowiadania: Qest "Nowa szansa" cz. 12
Wysłano: 22.05.2009 16:23
Hiena
Zwierzę
Wydaje mi się, że ten z poprzednich części. Zdecydowanie tak. Poza tym ta część ma o wiele więcej niedociągnięć niż poprzednie, jakby była pisania w pośpiechu, niedokładnie. Wszystko dzieje się trochę za szybko, co daje wrażenie nie wartkości akcji, ale niedbalstwa. Pisz wolniej, uwazniej i nie staraj się "przyśpieszać" na siłę. Całe opowiadanie jest bardzo fajne, ale lepiej poczekać dłużej na kolejną część, która jest naprawdę dobra, niż dostać coś szybciej, ale jakby niedopracowane ;)

0
(+0|-0)
Opowiadania: Qest "Nowa szansa" cz. 12
Wysłano: 22.05.2009 22:27
Draconequus
Hybryda
Zgodzę się z Zawą.

0
(+0|-0)
Opowiadania: Qest "Nowa szansa" cz. 12
Wysłano: 23.05.2009 20:45
Żeberka
Zmiennokształtny
A mi się podoba taki sposób narracji :). Choć przyznać muszę słuszność przedmówcą jeżeli chodzi o gubienie się i pisanie na szybko ;).

0
(+0|-0)
Opowiadania: Qest "Nowa szansa" cz.12
Wysłano: 1.03.2010 23:37
Wilk
Anthro
It's cool man, let's rock this party.