Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: Qest "Nowa szansa" cz.14  
Autor: Panter
Opublikowano: 2009/5/30
Przeczytano: 1591 raz(y)
Rozmiar 15.87 KB
0

(+0|-0)
 
Korekta: Zawa

Część czternasta

Biegliśmy całym oddziałem. Ja, antropomorficzny lampart i dziesiątka facetów w niebieskich mundurach i z karabinami w garściach. Co jakiś czas ściany oświetlał płomyk gazów wylotowych z lufy, bądź pojedyncze uderzenia mocy, którymi miotałem w napotkanych Czarnych.
- Daleko jeszcze?- zapytał Wafla jeden z podwładnych, przekrzykując wrzask wilka postrzelonego w pierś.
- Jeżeli się zaraz nie zamkniesz, to będziesz na miejscu za kilka sekund, BO BĘDZIESZ SPIEPRZAŁ PRZED MOIM BUTEM! Zamknąć się, matczyne syny i tłuc dziadów!- odkrzyknął, posyłając kolejnego pirata do krainy wiecznych łowów.
- Daj mu spokój.- powiedziałem To jeszcze dzieciak, w dodatku to jego pierwsza eskapada tego typu. Zapomniałeś, jakiego sam miałeś stracha, gdy zobaczyłeś swojego starego trenera?
- Ja przynajmniej nie jojczyłem jak bezjajec przy całej kompani.- odparł. - Tłumaczą się winni. A teraz jazda! Musimy zdążyć przed odlotem tych kroczolizców… A słuchaj, czemu tak właściwie nazywasz ich Czarnymi?
- Co? Nie zauważyłeś białek oczu?- zdziwiłem się.
- Zazwyczaj strzelam im między oczy, zanim jeszcze będę w stanie rozróżnić białka.
- Słuszna uwaga.- stwierdziłem- Z jakiegoś powodu mają całe czarne. Nie wiem czemu. Będę musiał wypytać o to kogoś z Obieżyświata.
- Łooo. Creepy.
- Mów mi jeszcze. Wyciągać kulasy, łamagi jedne!- uciąłem rozmowę.
Kawałek dalej natknęliśmy się na kolejną grupę piratów, tym razem jednak jeszcze większą niż ta spod mesy.
- Szlag! Za osłony!- wydał rozkaz Wafel.
Rozpętało się piekło.
- Psie syny…- skomentował dowódca, spoglądając w odłamek lusterka, którym jeszcze sekundę temu próbował ocenić sytuację za rogiem- Nie przebijemy się.
- Nie można ich obejść?- zapytałem, zapalając peta.
- Wymościli się jak owsiki w dupie. Zajęli główny węzeł komunikacyjny w tym sektorze. Front i boki kryte. Trzeba by zaleźć od pleców, ale musielibyśmy obejść cały kwadrat.
- Nie ma czasu.- oceniłem- Statek może odcumować w przeciągu kilkunastu minut, a samo obejście potrwa z kwadrans.
- Inne pomysły?- zawołał Wafel do reszty oddziału.
- Zrobić im Kinder Niespodzianki!- usłyszałem odpowiedź jednego z szeregowców. Zapytałem przyrodniaka, co to znaczy.
- Owijasz granat gąbką z włókien szklanych i wypychasz ją bateriami AA. Masz Kindera. A jak dołożysz do tego z garść kulek łożyskowych, to dostajesz czokapika.
- Czasami myślę, że największy geniusz rodzaju ludzkiego ujawnia się w żądzy mordu.- odparłem- A macie chociaż coś takiego na składzie?
- Wiliams! Licz cytrynki!- krzyknął Wafel.
- Ostatnie dwie!- odpowiedział szybko jeden z ludzi.
- Szlag! Cholerni kozojeb…- nie dokończył. Jego słowa zagłuszył wrzask przynoszący na myśl zarzynanego świniaka, albo widok uciętej łapy, wciąż trzymającej pistolet.
- Nie obejdzie się bez wizyty w pralni.- pomyślałem, czując zapaszek jednego z żołnierzy.
Za rogiem działy się takie rzeczy, że Dantemu oko by zbielało.
W samym środku grupy rozpętało się istne piekło. Wilki biegały w panice, próbując załatwić rosłego lwa, który masakrował stado. Nie był jednak sam, bo wokół niego migały mi co chwila drobne sylwetki wilczycy i szczura.
Cała trójka obrana była w kombinezony z emblematem Obieżyświata otoczonym płomieniem. W rękach trzymali broń, która przywodziła mi na myśl krzyżówkę karabinu szturmowego z długą szablą, zaczynającą się kilkanaście centymetrów od lufy, a kończącą za łokciem.
Za pomocą tego fikuśnego wichajstra robili takie czystki w szeregach Czarnych, że naprawdę nie zazdrościłem wilkom.
Wafel jednak nie zajmował sobie głowy przemyśleniami.
- Na co czekacie, kozie bobki!?- krzyknął na swój oddział- Przerobić mi tych wilkowatych na mięso mielone!
- Zwariowałeś? Chcesz zabić tych kheidran?- zawołałem- Wstrzymajcie ogień. Idę do nich.
- I to ja niby zwariowałem?- krzyknął za mną Wafel.
Nie słuchałem go już. Trio zaczynało szybko tracić przewagę wynikłą z zaskoczenia. Jeszcze z minuta, dwie, a rozwlekli by ich na kilka metrów wokoło.
Biegłem wzdłuż korytarza, odruchowo kładąc uszy po sobie, za każdym razem, gdy zabłąkany pocisk uderzał w ścianę, bądź przelatywał tuż obok mnie.
Miałem nadzieję, że uda mi się dobiec za barykadę, zanim mnie zauważą.
Jak to mówią, nadzieja matką głupich.
Jakby w odpowiedzi na moje myśli, wycelował we mnie jeden z piratów. Po sposobie, w jaki trzymał karabin poznałem, że niejednemu szczeniakowi chwosta odstrzelił. Trzeba było improwizować.
Zaczerpnąłem mocy i wyskoczyłem, wykonując niewielkie salto. W momencie, gdy lewa łapa uderzyła w posadzkę, wypuściłem moc. Nie miałem zielonego pojęcia, czy to zadziałała, ale widać faktycznie Bóg chroni głupców i pijaków.
Fala przepłynęła wzdłuż panelu podłogo aż do jego końca, tuż przed snajperem. Nity nie wytrzymały naprężenia, więc pękły, a wygięty element wystrzelił, trafiając Czarnego w sam koniec pyska.
- He! Jak w kreskówkach!- rzuciłem i pobiegłem dalej. Jeszcze tylko skok nad stosem skrzyń i byłem po drugiej stronie.
Coś chyba jednak na mnie się uwzięło. Ledwie łapami dotknąłem ziemi, a dostałem w ramię i to od któregoś z naszych.
- ARGH! Krzywa łamana! Wstrzymać ogień, mówiłem!- krzyknąłem do Wafla, chwytając się za postrzelone ramię. Niemal w tym samy momencie podbiegł do mnie kolejny wilk próbując dźgnąć mnie bagnetem z kawałka pordzewiałej blachy.
- Szlag! Bierz to w PiStu! Chcesz, żebym na tężca zdechł, czy zatłuc mnie na śmierć?- spytałem po kheidrańsku pirata. Widać nie spodobała mu się moja opinia na temat domowej roboty ostrza, bo zaczął ze zdwojoną zawziętością mnie atakować.
- Fook! Basta, koniec cyrku!- powiedziałem, sięgając po swój nóż… który leżał na kilkanaście metrów dalej. Chwila zwątpienia, która wówczas nastąpiła, była wystarczająco długa, żeby Czarny zdołał mnie trafić. Ostrze raczej rozszarpało, niż przecięło ramię. Wrzasnąłem jak zarzynany wieprz, kiedy szarpnął bagnetem w tył.
- ŻRYJ TO!- posłałem w niego ogromną dawkę mocy. Ta jednak, zamiast go odepchnąć, po prostu zmiażdżyła mu czaszkę i część tułowia, jakby wylazł w próżnię bez skafandra.
Zmasakrowany kawał zakrwawionego mięcha zwalił mi się pod nogi, które miałem jak z waty. Metaliczny zapach krwi był tak silny, że zbierało mi się na pawia. Mimo to wstałem. Zachwiałem się, ale w ostatniej chwili złapała mnie ta wilczyca.- Wszystko w porządku?- zapytała- Niezła flara, muszę przyznać.
- Dzięki.- powiedziałem słabo- Z lewej!
Niemal nie patrząc, kheidranka wystrzeliła w wilka, który na nas biegł, krótką i celną, niczym riposta pijanego szewca, serię.
- Okej, nic nie mówiłem. Dzięki, dam sobie radę.- powiedziałem, puszczając wojowniczkę, jednocześnie posyłając kolejnego wilka na ścianę.
- Jak uważasz. Kim ty tak właściwie jesteś?- zapytała, opuszczając lekko jedno ucho- W życiu cię nie widziałam, a mam doskonałą pamięć do zapachów.
- Max, jestem technikiem z Arki.- odparłem. Nie wchodziłem w szczegóły owej pamięci.
- Czekajnoczekaj!- zawołała, zajmując się, jakby od niechcenia, kolejnym przeciwnikiem- Max, technik, Arka…- wyliczała- Czy to nie z tobą czasem…
- Tak, ze mną. Ciekawy zbieg okoliczności, czyż nie?- odpowiedziałem z uroczym uśmiechem na pysku. Jedynie posoka i kawałki zgniecionego wilka na mundurze psuły efekt.
- Myślałam, że wśród ziemian nie występują kheidranie.
- Długa historia. Opowiem potem, jeżeli sam dojdę, co się właściwie ze mną stało.- obiecałem.
- Nie chciałbym przerywać waszej uroczej rozmowy,- zawołał lew- ale my tu z Himmem długo nie pociągniemy w dwójkę!
- Aj! My Bad!- odpowiedziałem, posyłając któregoś z natrętów do piachu.
Łatwo nie było. Co prawda urządzaliśmy we czwórkę istny pogrom piratom, ale zadoobwąchiwaczy przybywało niemal cały czas.
- Co do dhara!?- krzyknął szczur- Czy oni zbiegają się z całego statku specjalnie do nas?
- Raczej rozmnażają.- odpowiedziałem.
- Niby jak? Tak szybko?
- Przez pączkowanie.- odparłem z grymasem na pysku.
Trzeba było trzymać język w gębie. Przez gadulstwo nie zauważyłem kolejnego wilka.
Skoczył na mnie ze stosu skrzyń pod ścianą. Trzymał w dłoni sporych rozmiarów kozik, wieszczący szybki i bolesny zgon, jednakże celny strzał z waflowego Dragunov’a przerobił głowę Czarnego na koktajl mleczny.
- Ruszać leniwe dupska! Przeć naprzód! - krzyczał na podwładnych mój przyrodniak. Widać, musiało mu się znudzić czekanie, więc postanowił uszczknąć mi nieco rozrywki.
Nie powiem, w tym momencie piraci mi zaimponowali.
- Zwiała ledwie połowa.- oceniłem- Dzięki za szybką reakcję.- zwróciłem się do dowódcy ziemskiego oddziału- Stul pysk, włochaczu.- odparł przyrodniak, uderzając mnie lekko w ramię- Chłopaki zajmą się resztą, więc spocznij se, bo wyglądasz jak z cmentarza wykopany.
Faktycznie, czułem się co najmniej kiepsko. Rany nie były co prawda aż tak dokuczliwe, ale nie chciałem ryzykować wykrwawienia, więc zacząłem je opatrywać przy pomocy zestawu, który zaiwaniłem z kliniki.
Po chwili podeszła do nas cała trójka wojowników.
- Dziękujemy za wsparcie.- odezwał się lew. Do munduru miał przypiętą figurkę miecza.
- Ło, ho! – pomyślałem, rozpoznając insygnia sierżanta sztabowego.
- Gdyby nie wy, nie mieli by co zwrócić naszym bliskim.- dodał.
- Żaden problem.- odpowiedział z uśmiechem Wafel- Tylko wy zostaliście z Obieżyświata?
- Ależ skąd, jesteśmy tylko jednym oddziałem… No, właściwie to połową.
- A gdzie druga trójka?- spytałem.
- Czarni wzięli nas zasadzkę piętro wyżej.- odparła wilczyca- To były prawie szczenięta, nie mieli doświadczenia w polu i nie zauważyli pułapki.
- Rozstrzelali ich.- dodał szczur.
- Przykro mi…- zacząłem.
- Nie ty jesteś winny.- powiedziała wilczyca- W pobliżu jest nas jeszcze około dziesiątki, powinniśmy znaleźć ją szybko.- powiedziała cicho do siebie.
- O kim mówisz?- zainteresowałem się.
- Hm? O, przepraszam, ciągle nie mogę przestać myśleć, gdzie może być Cattie…
- Widzieliście ją?- zawołałem, chwytając ją szybko za ramiona- Nic jej nie jest?
- Puść mnie! Nie wiem! Dostaliśmy raport o jej uprowadzeniu i rozkaz, że mamy ją odzyskać!- odpowiedziała zdenerwowana.
- Przepraszam, poniosło mnie.- odparłem, puszczając ją, a za to łapiąc się za głowę- Cholera jasna. Zostało nam najwyżej z piętnaście minut, zanim statek Czarnych zassie odpowiednią ilość energii, a najkrótsza do miejsca, gdzie się przyczepili, zajmuje co najmniej dziesięć minut. Dolicz do tego kolejne blokady…
- Krótko mówiąc, albo coś wykombinujemy, albo jesteśmy w dupie?- zapytał Wafel.
- Trafnie jak cholera. Nie mamy szans! Musiałby się zdarzyć drugi cud nad Wisłą!- zawyrokowałem.
Trójka z Obieżyświata rozmawiała chwilę między sobą.
- Może my zdołamy coś załatwić…- powiedział w końcu lew. Za jego plecami stał szczur rozmawiający przez komunikator. Po sposobie mówienia zgadywałem, że połączył się z kimś starszym stopniem. - Powinno udać się nam zebrać resztę oddziałów, żeby pomogli nam przebić się przez zapory.
- Mam potwierdzenie.- zawołał szczur- Kapitan wydał rozkaz wsparcia oddziału Arki. Mamy razem odbić Cattie Vans, a inne oddziały zajmą się oczyszczeniem drogi.
- Łał.- powiedział z podziwem Wafel- Żeby nasze dowództwo reagowało tak szybko i skutecznie, to mielibyśmy na tej krypcie jakiś porządek.
- Nie kracz, bo się spełni i wylądujemy w próżni za pędzenie wody ognistej.- ostudziłem jego zapał- Czasu niewiele. Idziemy?- zapytałem trójkę kheidran.
- Nawet teraz.- zapewnił lew.
- Great. Wafel? Załatwisz mi jakiegoś gnata?
- Poproś Williego, to ten rudy. Powinien mieć zapasowy.
Gdy już ruszyliśmy dalej, zbliżyła się do mnie wilczyca z oddziału.
- Nie przedstawiłam się.- powiedziała- Yoni. Jestem koleżanką Cattie. Znamy się jeszcze od akademii.
- Miło mi. Max. Słuchaj… nie dręczą cię żadne wyrzuty?
- Z jakiego powodu?- zapytała zdziwiona.
- No wiesz, przecież to tak jakby twoi ziomkowie, czy jak…
- Zapomnij o nich.- odparła, widocznie zdenerwowana- Zdradzili swoje klany. Nie są już kheidranami, a zwykłymi pasożytami, które należy zwalczać.
Ogniki w oczach dobitnie świadczyły o jej opinii.
- Przepraszam.- powiedziała już spokojniej- Trochę przesadziłam, ale ten temat zawsze doprowadza mnie do furii. Nie miałeś prawa o tym wiedzieć, więc nie dręcz się tym. W każdym razie…- zmieniła szybko temat- Nieźle walczyłeś!
- Dzięki, ale nie dosyć dobrze…- spojrzałem na bandaż.
- To? To nic wielkiego, zobaczysz, zagoi się szybko. Radziłabym ci raczej uważać z mocą.
- Czemu? Jestem samoukiem, więc przyjmę każdą dobrą radę.
- Moc ma niekiedy tendencję do porażania nerwów. W sytuacjach krytycznych, może nawet trwale sparaliżować część ciała.
- A… po czym poznać, że zbliża się do tej górnej granicy?- zapytałem. Czułem, jak zimny pot spływa mi wzdłuż kręgosłupa.
Zamyśliła się na chwilę.
- Najczęstszym objawem jest nasilające się swędzenie lub odrętwienie kończyn. A jako ostatni dochodzi słony nalot na futrze. To już faza krytyczna, po niej następuje paraliż.- odpowiedziała.
- Dź-dzięki…- sapnąłem.
- Wszystko w porządku? Nie najlepiej wyglądasz, a oczy trochę jakby ci zmętniały.- powiedziała.
- To nic, nic… chwilowe osłabienie, utrata krwi…- tłumaczyłem. Widać uwierzyła, bo nie zadawała już więcej pytań.
Źle się działo w państwie czeskim.
Już nawet nie chodziło o to, że pakujemy się w misję dla kamikadze, ani o to, że mam pociachane obie ręce.
Prawa dłoń nawet mnie nie swędziała, co to, to nie.
Ona po prostu świerzbiła tak mocno, że miałem wrażenie, że skóra przepełznie mi z rąk na plecy.
Źle się działo.
***
- No dalej, jeszcze trochę…- szeptałam, skupiając całą uwagę na kawałku drutu wystającego z sufitu.
Od kilkunastu minut próbowałam wyrwać to żelastwo. Może mógłby mi pomóc w otwarciu kajdan.
Obręcz, wykonana z żelaza i z wydrapanymi nań kilkoma znakami, była całkowicie odporna na manipulację telekinezą, a w dodatku poważnie ograniczały moje moce.
- Cholerny pchlarz. Dobrze się przygotował.- mruknęłam.
Głowa bolała mnie jak po spotkaniu z pędzącym wozem, ale nie przestawałam, wiedząc, że to może być mój klucz do wolności.
- Nie dam się, ucieknę, choćbym miała uciąć sobie łapę!- powiedziałam.
Jednak obyło się bez tego, gdyż drut w końcu poddał się moim zabiegom i oderwał się od reszty konstrukcji.
- Choć do mamusi…- szepnęłam, chwytając metal.
Zagięłam go szybko i zaczęłam grzebać w zamku. Jeżeli udałoby mi się uwolnić z kajdan, dalej dałabym sobie radę bez większych kłopotów.
- Ale na Ayii, Max, jeżeli jakimś cudem ty, albo ktokolwiek inny ma zamiar mi pomóc, to pospieszcie się!- pomyślałam, zerkając na ledwie działający chronometr na ścianie.

Koniec części czternastej
 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
0
(+0|-0)
Artykuły: Qest "Nowa szansa" cz.14
Wysłano: 30.05.2009 21:16
Smok Futrzasty
Anthro
Więcej !! *dostaje choroby sierocej i buja się na krześle* więęęęęceeeej.... ^^

0
(+0|-0)
Opowiadania: Qest "Nowa szansa" cz.14
Wysłano: 5.06.2009 14:54
Draconequus
Hybryda
Kiedy następna część ??