Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: Qest "Nowa szansa" cz.15  
Autor: Panter
Opublikowano: 2009/6/12
Przeczytano: 1495 raz(y)
Rozmiar 11.38 KB
0

(+0|-0)
 
Podziękowania dla Zawy za korektę :-Dk

Część piętnasta
- Nooo! Dalej!- szepnęłam, wciąż walcząc z obręczą- Do Dharra! Przeklęty złom!
Co prawda, pod koniec nauki w akademii wszyscy przechodzili kursy pomagające radzić sobie w takich sytuacjach, ale tam wszyscy kolejno korzystali z tych samych kajdanek, więc zamknięcie było, bądź co bądź, trochę zużyte.
Tutaj z kolei rdza niemal zamurowała mechanizm.
- Szybciej by mi poszło, gdybym po prostu zdrapała rdzę, a reszta sama by się rozsypała - pomyślałam.
Jednak po kilku minutach poczułam, że zapadka poruszyła się lekko.
- O tak! Jeszcze trochę!- powiedziałam cicho.
W końcu zamek się poddał.
- Tak!- w poczuciu zwycięstwa zacisnęłam pięść- Od razu lepiej.
Oprócz niewątpliwej swobody, udało mi się pozbyć tego bólu głowy, który wzmógł się, gdy próbowałam zdobyć drut.
- Dobrze, a teraz się stąd wydostać…- mruknęłam, rozglądając się ponownie po pomieszczeniu.
W koi znajdywały się jedynie: łańcuch, drzwi, stary chronometr, i kawałek szkieletu wzmocnień statku, który wystawał z sufitu.
- Aby Dharr upokorzył wasze rody!- rzuciłam tradycyjną obelgę w kierunku Czarnych- Przeklęci kroczoliżcy wysprzątali to miejsce tak, że niejedna świątynia mogłaby pozazdrościć.- mruknęłam.
Za długo to trwało. Mogliśmy odlecieć w każdej chwili. Bardzo się z tego powodu denerwowałam, jednocześnie starając się nie wpaść w panikę.
Usiłowałam wymyśleć sposób wydostania się stąd. Drzwi definitywnie odpadały. Były to wrota magnetyczne, prawdopodobnie wzięte z komory magazynowej. Od wewnętrznej strony co prawda znajdywał się zamek kodowy, ale ktoś wyrwał z niego wszystkie wnętrzności tak, że mechanizm otwierany był wyłącznie od zewnątrz.
- Niech to! Ażeby ich pchły oblazły i do krwi obgryzły!
Emocje narastały, a ja nie miałam pojęcia, co mam robić.
W pewnym momencie usłyszałam kroki na korytarzu.
Ktoś się zbliżał. Bardzo możliwe, że właśnie po mnie.
Pytanie: piraci, czy komandosi z Obieżyświata? Albo Max.
Szybko przywarłam do ściany tuż obok drzwi i czekałam. Czułam w uszach tętniącą krew. Adrenalina buzowała we mnie jak nigdy dotąd. W jednej chwili serce nieomal wyskoczyło mi gardłem.
- Jak tylko wejdzie, zrobię mu wodę z mózgu.- pomyślałam, sięgając do mocy- W ostateczności pozostają mi jeszcze pazury…
Nie miałam jednak czasu o tym myśleć, gdyż chwilę później wrota się otworzyły, a do pomieszczenia wszedł jeden z Czarnych.
Zareagowałam chaotycznie, ale skutecznie. Skoczyłam, łapiąc go za łeb.
Posłałam w jego umysł silny sygnał, który powinien pozbawić go przytomności, a później i władzy nad większością mięśni.
Wszystko mogłoby pójść naprawdę gładko, gdyby nie ten drugi.
W ostatnim momencie zauważyłam kątem oka ciężką, ołowianą rurkę, opadającą ku mojej głowie.
Później znów była ciemność.
I ból.
***
Ból…
Jedna z wielu rzeczy, za którymi nigdy się nie tęskni.
U mnie byłyby to jeszcze: smród wspólnej sypialni dla bezrobotnych, żarcie z proszku, dowódca statku, to coś, co uchodzi tutaj za papierosy i brak mocnego alko, o ile sam go sobie nie wyhodujesz.
- BOOM! Headshot!- zawołałem, widząc, jak mój wystrzał trafił Czarnego w czoło- I na cholerę we mnie strzelałeś?- spytałem trupa, pocierając otarcie od kuli na szyi.
- Ruszać się! Nie zostawać mi w tyle!- krzyknął na nas lew.
Co chwila natykaliśmy się na grupki kheidran i ludzi walczących z piratami. Mieliśmy znaczną przewagę liczebną, a wydane wcześniej rozkazy ułatwiały naszemu oddziałowi poruszanie.
Poruszaliśmy się szybko, mijając walczące grupy niemal bez zatrzymywania się. Jedynie od czasu do czasu musieliśmy zająć się jakimś naprawdę upartym futrzakiem, ale wtedy zazwyczaj uspakajała go trójka z Obieżyświata.
Lew po prostu szarżował na przeciwników i załatwiał ich pojedynczym, silnym ciosem w łeb.
Szczur preferował raczej krótki pojedynek na ostrza, który kończył efektownym przecięciem jednej z głównych tętnic.
Kotka za to najwidoczniej miała jakąś awersję do wilków, bo wolała wywoływać u delikwentów śmiertelne zatrucie ołowiem z dystansu.
- Dobre oko.- pochwalił ją Wafel.
- Dzięki. Lata praktyki.- odpowiedziała z uśmiechem.
- Często ćwiczysz na strzelnicy?- zapytał.
- Niezbyt. Akademia urządzała nam co jakiś czas nagonki na Czarnych.
- Brak pytań.- powiedział słabo- Cholera, Max, weź odczytaj z tej blachy na ścianie, ile nam jeszcze zostało, bo za wolny Tybet nie czaję tych znaczków.
- Ostatnie trzysta metrów!- krzyknąłem, patrząc na oznaczenia tablicy informacyjnej- Ruszać się! Mamy szansę zdążyć przed ich odlotem!
- RUSZAĆ SIĘ MATCZYNE SYNY! BO INNACZEJ BĘDZIECIE MIELI TATUAŻE W KSZTAŁCIE MOJEJ PODESZWY!- krzyknął na swój oddział Wafel.
Nie powiem. Potrafił motywować ludzi, bo wszyscy dostali nagłego przyspieszenia. Wstąpiła w nas euforia z przyszłego zwycięstwa.
Rzeczywistość jednak ma to do siebie, że czasem daje nam również kopa w dwa na twardo.
Tym razem był to Czarny, trzymający zlepek miedzianej rury kanalizacyjnej z kilkoma zaworami i pociskiem RPG.
Zastanawiam się, czy wtedy przypadkiem nie udało się nam wszystkim połączyć myślami, bo równie idealnie zsynchronizowany skok straceńca w boczny korytarz wymagałby tygodni ćwiczeń w balecie.
Wybuch niemal rozerwał mi bębenki, a któryś z chłopaczków Wafla zaklinał się później, że czuł, jak odłamek przeleciał mu pół cala nad głową.
- JAAAASNA CHOLERA! SKĄD U LICHA CIĘŻKIEGO TE WORKI PCHEŁ ZDOBYŁY BAZOOKĘ?- wydarł się dowódca- Skąd na pokładzie wziął się w ogóle taki sprzęt?!
- Tfu!- wyplułem z pyska pył podłogowy- Phe! Ślepy jesteś? Przecież od razu widać, że to domoróbka! W życiu nie odważyłbym się wziąć czegoś takiego do ręki! Toż ten złom trzymał się wyłącznie na ślinie i rdzy! Tego czegoś nie użyłbym do wybierania gówna z wiadra, a ty się pytasz, skąd wytrzasnęli taki sprzęt?!- wydarłem się, nadal nieco oszołomiony i bredzący o pierdołach.
- Zamknijcie się obaj!- zdenerwował się lew- Yoni, wyjrzyj, co się tam dzieje, tylko ostrożnie!
- Ta jest.- powiedziała, kucając tuż przy załomie. Wyciągnęła z kieszeni niewielkie lusterko i zaczepiła je do teleskopowego drążka. Po chwili powiedziała:
- Czarny najwidoczniej się na nas czai, bo został i próbuje przeładować. Widać coś się zacięło…
- Dobra nasza, odstrzelmy sukinsynowi jaja, zanim przerobi nas na dwa kilo steku tatarskiego.- zaproponował Wafel.
- Czekajcie, on chyba… tak, on kogoś osłania.
- Widzisz coś konkretnego?- zainteresował się lew.
- Grupa czarnych przechodzi z tamtego statku na ten. Widać chcą uciekać innym. Jeden coś niesie na ramieniu, to wygląda… Ayii! Miej ją w opiece!
- Co to takiego? No mów że!- pienił się Wafel.
- To Vans, nie wygląda na ranną, ale jest nieprzytomna.
- Ekstra!- zawołał mój przyrodniak- No to odbijamy futrzaka i tępimy pasożytów do nogi, co nie, Max? Max?
Pomachał mi dłonią przed oczami. Nie zwróciłem na to uwagi.
Cattie żyła, a to było najważniejsze.
Pozostało jeszcze tylko jedno…
- Wafel…- szepnąłem.
- Yeah?
- Wybacz.
Następnego pytania nie było. Walnąłem go b brzuch, jednocześnie wyrywając mu jego nóż. Pobiegłem w kierunku przejścia, gdzie pirat ładował swoją rakietnicę.
Część naszego oddziału, widząc, co zrobiłem, zareagowała instynktownie, ale za wolno. Zanim wzięli mnie na cel, nie było mnie już w korytarzu. Co najwyżej kotka i szczur mogliby mnie zatrzymać, ale żadne nie miało broni w pogotowiu.
Na mój widok wilk poderwał załadowaną wyrzutnię na ramię i zataczając się lekko, stanął w rozkroku.
- Idealnie.- pomyślałem.
Dzieliło nas jakieś pięćdziesiąt metrów. Gościu nie miał nic do stracenia, bo pomimo takiej odległości strzelił.
W myślach wywołałem hasło aktywujące implanty.
Przez moment sądziłem, że nielegalny wszczep zawiódł, lecz po chwili poczułem zmianę.
Elektronika przeszła na maksymalne obroty. W oczach stanęły mi gwiazdy, ale pomimo tego widziałem dobrze. Wszystko zwolniło, sam poruszałem się niemal jak w smole, ale w rzeczywistości znacznie przyspieszyłem. Wszystkie barwy przesunęły się ku szarości, a dźwięki brzmiały zupełnie jakby wydobywały się z blaszanej beczki.
Wilk wystrzelił. Pocisk był szybszy ode mnie, ale wyminąłem go bez kłopotu i dalej biegłem do Czarnego. Tuż przed nim skoczyłem do przodu, lądując na lewym boku z prawą ręką wysuniętą za głowę.
Ból głowy zmusił mnie do wyłączenia wspomagania, jednak połączenie chirurgicznego cięcia nożem w pachwinę i percepcji powracającej do normalnego stanu dały niesamowity efekt.
Początkowo wąska, szara linia, która z każdą chwilą nabiera koloru, zaczyna się rozszerzać, aż w końcu wybucha deszczem gęstej juchy.
Wilk pada bezwładnie na ziemię, próbując zatamować krwotok, ale ma raczej mierne szanse.
Nie zostałem, żeby go dobić, ani by poczekać na resztę grupy. Spoglądam jedynie przez ramię i widzę, jak wybiegają z korytarza, oraz na niewielkie wgłębienie w podłodze i liczne odłamki wokoło.
Bez emocji.
- Może to prawda, co mówią.- powiedziałem do siebie, już w biegu.
- Być może faktycznie, zabijając innych, zabijasz siebie.
Bez emocji.
Tylko bieg.
I żądza czarnej krwi.
***
- Ruszać zapchlone zady!- krzyczał wilk ze srebrnym łańcuchem na szyi- Nie mam najmniejszego zamiaru rozstawać się z tym światem. Argos!
- Czego znowu, do cholery?- zapytał inny.
- Gdzie my tak właściwie leziemy?
- Już mówiłem, do kurwy nędzy!- wydarł się zdenerwowany Czarny, trzymając w łapie coś, co przypominało rozprutego i zespawanego laptopa- Chciałeś, żebym znalazł sposób na szantaż, jeżeli okaże się, że jesteśmy w gównie. No więc wymyśliłem, że wystarczy zagrozić wysadzeniem jednego z głównych układów statku i jesteśmy w legowisku.- odparł z wrednym wyrazem pyska.
- Więc co wybrałeś?
- Mlehe. Główne zasilanie. Włamałem się do ich serwera, gdy pobieraliśmy moc i zdobyłem część rozkładu statku. Jeżeli będzie dużo gorzej, to wybuch rozwali również Obieżyświata.
- Doskonale.- pochwalił go ten drugi- Jak daleko jeszcze?
- Za seker, dwa i będziemy przy głównym reaktorze.
- A bomba? Jak działa?
- Nie będzie żadnej bomby. Zaprogramuję jeden z terminali, żeby gwałtownie podniósł poziom produkowanej energii, aż przekroczy krytyczną.
- Czasowo?
- Za duże ryzyko.- odparł- Pilot, a dokładniej, dwa, dla nas obu. Gdyby jednego z nas załatwili, to drugi rozpoczyna sekwencję.- wyjaśnił.
- Pomyślałeś o wszystkim.
- W końcu…- powiedział z paskudnym uśmiechem- jestem geniuszem.

Koniec części piętnastej
 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
0
(+0|-0)
Opowiadania: Qest "Nowa szansa" cz.15
Wysłano: 18.06.2009 12:14
wilczyca z domieszką smoka
Anthro
pierwsza połowa jakby w ogóle nie trzyma się kupy z resztą opowiadania. druga lepsza. I jak wilczyca zamieniła się nagle w kotkę? ;3

0
(+0|-0)
Opowiadania: Qest "Nowa szansa" cz.15
Wysłano: 18.07.2009 22:52
Anthro
Fajne, a kiegy kolejna część?