Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: Toris Gray & Jimmu "Najemnik z Hozenlei"  
Autor: TorisGray
Opublikowano: 2010/3/15
Przeczytano: 1390 raz(y)
Rozmiar 14.83 KB
0

(+0|-0)
 
Wszystko szło źle. Nic nie szło tak naprawdę po myśli ekspedycji feldmarszałka Iskariotisa. Lisowaci najemnicy z Hozenlei posuwali się wzdłuż szlaku bardzo wolno.

Kotowaci żołnierze Cesarstwa powoli szli za lisimi najemnikami, którzy zdali się zgubić trop. Sam Iskariotis nie był do końca pewny, czy miedź wydana lisom nie okazała się marnotrawstwem, ale z drugiej strony miał nadzieję, że w końcu to ich tereny, po których cesarscy z pewnością by się zagubili na kilka dni czy nawet tygodni.

Pustynia Hozenlei słynęła z tego, że mało kto, oprócz samych lisów, zdoła przejść przez jej piaski, gubiąc się nagle w środku pustyni i umierając w męczarniach z pragnienia. Na szczęście nie groziło to ekspedycji, którą dowodził Iskariotis, ponieważ każdy zaopatrzył się w wodę na kilkanaście dni. Lisy nie potrzebowały aż tyle wody, ponieważ byli od dziecka przystosowywani do srogich warunków krainy-pustyni Hozenlei.

Dlatego może jeszcze ich nie podbiliśmy, myślał feldmarszałek, ponieważ nikt od nas nie jest przyzwyczajony do walki na takim terenie.

Po części miał rację. Lisowaci jak mało kto umieli poruszać się po niepewnym, piaszczystym i parzącym terenie, gdzie kryły się liczne niespodzianki w postaci rozmaitych, nieznanych Cesarstwu potworów, ruchomych piasków czy trującej wody, czyhającej na spragnionych podróżników w fałszywych oazach. Hozenlei było prawdziwym piekłem na ziemi i tylko szaleniec by się porywał na udanie się w stronę tej diabelskiej pustyni.

Było już mocno po południu, nie potrzebowali nawet zegarka, by to sprawdzić. Można było to poznać po gorącym, wręcz palącym oddech powietrzu. Lisom to nie przeszkadzało, ale cesarscy kotowaci mieli ogromne problemy z tym, bardzo dla nich obcym zjawiskiem. Iskariotis też miał początkowo problemy, ale w przeciwieństwie do nich, był mocno zahartowanym żołnierzem i łatwo się przystosowywał do nowych warunków czy to w czasie bitwy, czy marszu.

Łatwo mówić o warunkach, gdy się ma na myśli zmiany pogody, terenu czy liczebności wroga. Nic jednak nie mogło go przygotować na szok, którego doznał, gdy naszedł jednego ze swoich żołnierzy z lisowatym najemnikiem wczoraj wieczorem. Byli oni oboje nago, w pozycji bezsprzecznie jednoznacznej.

Ku swojemu zaskoczeniu wtedy odkrył, że lisy są mocno... Barbarzyńskie, jak na standardy Cesarstwa. Może i nieco prymitywne, ale kultura mocno intrygowała cesarskich uczonych oraz historyków. Często wśród lisowatych był stosowany, oprócz klasycznego związku małżeńskiego, związek lisów płci męskiej, zwany w ich języku gnoli, co znaczyło tyle, co związek męski, lub, co było bardziej zgodne z dialektami, związek partnerski.

To było nie do pomyślenia w Cesarstwie, ale u lisich plemion Hozenlei było to bardzo często praktykowane. Iskariotisa nieco odpychała myśl, że można było zawrzeć taki związek, ale z drugiej strony był niemałym przeciwnikiem kompletnego zakazu tejże praktyki w prawie Cesarstwa, czy wręcz potępiania takich przypadków.

Jako, że byli poza granicami Cesarstwa, feldmarszałek nie zabronił tego rodzaju 'rozrywek' wśród swoich żołnierzy, jeśli takowe by sie zdarzyły. Raz, że liczyło się dla niego wysokie morale, dwa, że był rodzajem obserwatora. Chciał też między innymi zobaczyć, czy wyjdą z tego jakieś bliższe relacje pomiędzy jego żołnierzami i najemnikami.

Czytał gdzieś przetłumaczone pismo, że związek partnerski wśród lisów, jak oceniał dodatkowo Yber, jeden z uczonych Cesarstwa, ma pozytywne skutki, bo wtedy wojownicy z takiego związku są o wiele bardziej zdeterminowani w walce, myślą o obronie kochanka przed krzywdą. Negatywnym jednakże skutkiem było to, że jeśli wojownik taki utracił kochanka, naprawiał swój błąd zabijając się obok niego, by okazać swoją ostateczną miłość.

Dla Iskariotisa była to bardzo ciekawa lektura, która na nieszczęście Ybera, tłumacza i objaśniacza dokumentów z Hozenlei, przepadła dla reszty społeczeństwa Cesarstwa po bardzo kontrowersyjnym odkryciu, gdy okazało się, że sam Yberis był zakochany w swoim lisim służącym. Był. Rozstrzelano go, razem ze swoim kochankiem, który co prawda lisowaty by przeżył - nie był on bowiem obywatelem Cesarskim - ale rzucił się pod ostrzał z karabinów, zasłaniając ciałem uczonego, samemu ginąc na miejscu. Te dane zatajono, tłumacząc się, że rozstrzelano obu, ale jednak w społeczeństwie rozgorzała dyskusja oraz mity - jak się okazuje prawdziwe - o potędze zakazanej miłości.

Feldmarszałek pamiętał, że nawet było przedstawienie teatralne, które jednak trafiło pod cenzurę Cesarstwa zaraz po tym, jak zrobiono prapremierę w jednym z teatrów w stolicy. Podobnie, jak w wypadku owego rozstrzelania nieco zatuszowano całą historię, tym razem był to - jak to ładnie jeden z tych urzędników od cenzoratu określił - bluźnierczy atak na Cesarstwo i jego wartości. Oczywiście prawda była inna, znana wszystkim, ale w wyższych sferach używano wersji oficjalnej.

Od zamyślenia wyrwał go jeden z lisich najemników.

"O co chodzi?" Zapytał go w mowie Cesarskiej. Lis odpowiedział mu w mocnym akcencie Hozenlejśkim.
"Mamy przed sobą oazę, wysłałem dwóch swoich, by sprawdzili, czy woda jest zdatna do picia."
"Nie boisz się o nich?" Zapytał zaniepokojony Iskariotis. Lis się tylko uśmiechnął.
"Niech się pan nie martwi." Zapewniał. "Nasze organizmy są dobrze przystosowane do tutejszych trucizn. Gdybyś posłał jednego ze swoich, powiedziałbym, że głupiś."
"Masz cięty język." Powiedział kotowaty feldmarszałek z lekkim niesmakiem w głosie. Wtedy lisowaty prawie się roześmiał.
"Może i prawda." Mówił. "Ale lojalność wobec was, Cesarskich, liczona jest w miedzi. Wy tej macie dużo. A swoją drogą." Pokazał mu piękne, śnieżnobiałe kły. "Bez nas byście zginęli na tej pustyni."

Zuchwałość lisowatego nieco go irytowała, ale słusznie z tym co powiedział najemnik, nie mieli innego wyjścia. Iskariotis odwzajemnił lisowi uśmiech.

"Może..." Zaczął kot. "...Dziś wieczorem mnie odwiedzisz hm?"
"Dlaczego?"
"No wiesz... Odpowiesz za swoją zuchwałość... Nie..." Zmienił nieco ton, widząc minę lisa. "To akurat nie będzie boleć."
W oku lisowatego pojawił sie dziki płomień.
"Rozumiem." Odpowiedział i odszedł od niego.

Słońce się już chyliło powoli ku zachodowi, czyli mogło być dobrze po południu. Albo już sam wieczór. Jak się okazało, woda była zdatna do picia, toteż Iskariotis zarządził przerwę w marszu na noc. Rozbito namioty, czego też on i przywódca najemników dopilnowali.

"Hej." Mruknął do lisa feldmarszałek. "Chodź no tutaj."
"Po co?" Zapytał nieco zaskoczony, najmłodszy ze wszystkich najemników lis.
"Może nauczysz mnie co nieco... Waszej kultury?" Dotknął delikatnie jego ust, ale to spotkało się po chwili z agresywną reakcją reszty najemników. Przywódca podszedł do Iskariotisa i uderzył z całej siły w twarz. Iskariotis nie wiedząc dlaczego, prawie upadł na ziemię. Żołnierze cesarscy zerwali się i groźnie popatrzyli na przywódcę, trzymając karabiny w pogotowiu.

"Nie dotykaj go." Mówił lis. "Nie jest jeszcze gotów na gnoli! Nie masz prawa go tknąć!" Syczał na Iskariotisa, tak, jakby obraził conajmniej króla Hozenlei.
"Wybacz najemniku, ale skąd miałem wiedzieć?" Odparł cicho kotowaty i wstał. "Opuścić broń." Rozkazał i spojrzał na dwie grupki. "On miał rację, nie musicie na nich tak patrzeć." Powiedział do swoich, po czym skierował wzrok na przywódcę. "Przepraszam. Nie znam waszych zwyczajów."
"To ja przepraszam." Odparł najemnik i spojrzał na niego przepraszająco jak tylko potrafił. "Powinienem ostrzec słownie, a nie lać miedzio-dawcę."
"Ta... Jak mnie zechcesz uderzyć jeszcze raz, to lepiej powiedz co robię nie tak, a nie tłumacz łopatologicznie, lisie."

Gdy cała sytuacja się uspokoiła, grupa ekspedycyjna rozeszła się do namiotów. Lis, którego zaprosił, wszedł bardzo cicho do namiotu, tak, by nikt nie usłyszał, jak ten wchodzi do namiotu feldmarszałka.

"Słucham?" Zapytał lis i przyglądnął się Iskariotisowi. Ten też mu się uważnie przyglądał, aż spostrzegł, że ma nieco inne tatuaże aniżeli reszta najemników.
"Zaprosiłem cię tutaj, byś mi opowiedział trochę o waszej kulturze. Co prawda, czytałem część ksiąg, ale te były niepełne w naszych, cesarskich archiwach."
Lis lekko się uśmiechnął i usiadł na przeciw niego.
"Więc, interesuje cię nasz kraj, prawda?" Upewnił się najemnik i zaśmiał cicho. "To bardzo interesujące, nikt jeszcze od was nie zapytał nas wprost o naszą kulturę."
"To prawda." Mruknął feldmarszałek i uśmiechnął się. Pomimo młodego wieku, czyli około 30 wiosen, był już na dosyć wysokiej pozycji w Cesarstwie, a to ułatwiało mu dochodzenia do pewnych materiałów bez żadnych problemów, jakie by mieli inni.
Najemnik przypatrzył mu się, przekrzywiając głowę.

"Interesuje cię to, dlaczego nasz przywódca uderzył cię w twarz?"
To pytanie mocno zaskoczyło Iskariotisa, ale twierdząco pokiwał głową. Był bardzo ciekaw tego, czemu się to wydarzyło.
"To... Dosyć niezrozumiała dla was kwestia, bowiem ten chłopak jest... Jakby to ująć, jeszcze nie gotów do kontaktu tego rodzaju. A Helis..."
"Tak ma na imię ten lisek?" Wtrącił nieco niegrzecznie kotowaty.
"Nie, to imię przywódcy, nie przedstawił się?"
"Nie, raczej nie do końca. Nie podał nikomu z nas swojego imienia."

Lisi najemnik spojrzał na feldmarszałka z lekkim rozbawieniem.
"Co cię tak śmieszy?" Zapytał nieco rozdrażniony teraz Iskariotis.
"To, że nie znasz nawet jego imienia. A jeśli ci go nie zdradził, znaczy, że albo ci nie ufa, albo sądził, że nie będzie to konieczne."
"Możesz kontynuować?" Zaproponował szybko kotowaty, przy czym lis przytaknął.

"No więc..." Podjął znów temat najemnik. "Chodzi o to, że Helis bardzo troszczy się o czystość nowych. Tylko on ma prawo wprowadzić go do gnoli." Mówił.
"To znaczy?"
"To znaczy, że tylko on może spędzić pierwszą intymną chwilę z nowym. Chyba, że ktoś w obecności przywódcy, w tym wypadku Helisa, wykaże się bardzo dużym męstwem i odwagą, lub po prostu ocali mu życie. Wtedy pierwsza noc przypada wybrańcowi, owemu szczęściarzowi."
"I to tak wiele znaczy?" Zapytał zdziwiony Iskariotis.
"To coś, co nie łatwo wam zrozumieć, cesarscy. Gnoli z młodym, dziewiczym lisem to bardzo duży zaszczyt, jeśli sam przywódca odstępuje to komuś, kto się wykazał."

Gdy najemnik skończył, wywiązała się chwila ciszy, który przerwał po chwili Iskariotis, przemyślał powoli to, co powiedział lis.
"Czyli to taka nagroda?." Zapytał, upewniając się do końca w tym, czy dokładnie zrozumiał słowa najemnika.
"Można to tak nazwać."
"A ty?" Spojrzał lisowi w oczy. "Kto ciebie wprowadził w to?"
Gdy najemnik usłyszał te słowa, spojrzał w bok z lekkim zakłopotaniem.
"To..." Zaczął. "Nieco... Kłopotliwa kwestia."
"Dlaczego?" Feldmarszałek nie rozumiał, co mogło być kłopotliwego w pierwszym razie.
"No bo... To był jeden z moich byłych dowódców, a to dosyć kłopotliwe, bo nie do końca mnie wprowadzono tak, jak należało..."
"Och!" Jęknął zniecierpliwiony Iskariotis. "Gadaj o co chodzi."
"No dobra." Lis westchnął i złożył ręce na ramionach. "Chodzi o to, że mój pierwszy dowódca był bardzo kochliwy, nie mógł przetrzymać czasami uczucia no i... Skończyło się na wprowadzeniu mnie do gnoli w czasie nocy, na farmie. A dokładniej w jednej ze stodół. Zaprowadził mnie tam, chwycił, zatkał usta, zaszedł mnie od tyłu no i... Stało się."
"Zgwałcił cię?"
"Nie... Nie określiłbym tego tak. Miał prawo to zrobić, ale wybrał niezbyt dogodny moment i miejsce. Chociaż, było nawet zabawnie."

Feldmarszałek spojrzał na lisa, był nieco zszokowany tym, co usłyszał. Zmuszono nieszczęsnego chłopaka, a ten jeszcze się usprawiedliwiał. Nie ma co, ale bądź co bądź, to inna kultura i inny świat. Iskariotis zauważył, że ten lis ma coś w sobie szczególnego, po chwili nagle sobie przypomniał o inności jego tatuaży.

"Dlaczego masz inne tatuaże?" Zapytał.
"Ach... No bo nie mam jeszcze, jak to ująć, partnera. Sam wiesz, tak, jakbyś miał żonę, ale w nieco wolniejszym znaczeniu, no i to ta sama płeć, więc..."
"Aha." Jeszcze jedna kwestia go zastanawiała, ale nie wiedział, czy przystoi mu zapytać. W końcu westchnął i powiedział.

"Czy jest jakaś kara za zdradę?"
Przy tym pytaniu najemnik się nieco posępił. Wyglądało na to, że wiedział coś, co mogło być niezbyt przyjemne.
"Tak..." Zaczął mówić. "Ale taka kara jest... Niezbyt... Jakby to ująć, kulturalna wobec zdrajcy."
"Naprawdę?"
"Tak." Westchnął lis. "I to nie byle jaka kara to jest, ale na szczęście dotyczy tylko tych, co złożyli śluby całkowitej wierności."
"Całkowitej?" Feldmarszałek coraz bardziej się dziwił zwyczajom Hozenlei, nie był pewny czy wypada mu dalej słuchać, ale był bardzo ciekaw tego, co mówił najemnik.
"Tak. Całkowita to wierność tylko i jedynemu partnerowi. Coś jak ślub. Istnieje też coś takiego jak zwykły gnoli, wy to nazwalibyście czymś pomiędzy konkubinatem i haremem, ale niezbyt by to było precyzyjne, bo raczej obejmuje to trzy, cztery lisy, czasem są to związki mieszane z samicami."
"Bardzo ciekawe." Przytaknął ze zrozumieniem Iskariotis.
"A co do kary, opisać ci ją?" Zapytał lis z lekkim wzdrygnięciem.
"Jasne..." Przytaknął kotowaty.

"No więc." Mówił powoli najemnik. "Gdy zdarzy się taka sytuacja, że lis zdradzi partnera przy całkowitej wierności, wtedy jego pan, bo wiesz, pana takie coś nie dotyczy, że się tak wyrażę, w najlepszym wypadku spuszcza mu manto i wyrzuca ze swojego domu."
"A w najgorszym?"
"Wtedy... Pan sprowadza strażników, ci wywlekają zdrajcę na ulicę i publicznie zmuszają do gnoli. To popsucie reputacji na większość, jeśli nie całe życie. Wtedy pozostaje śmierć, albo praca w domu publicznym, a to, nie jest zbyt honorowe."
Iskariotis był nieco przerażony surowością prawa, jakie było w Hozenlei, ale przyznawał, że było ono sprawiedliwe, jak na tamte warunki. Gdy zaczął o tym głębiej myśleć, zasnął, głaskany przez ciepłe, delikatne łapy lisowatego.
 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.