Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: Liskowic "Lisia szabla" cz.2 [+18]  
Autor: Liskowic
Opublikowano: 2010/8/3
Przeczytano: 1652 raz(y)
Rozmiar 16.65 KB
-1

(+0|-1)
 
O tym jak to pan bandurzysta dzieje naszego Liskowskiego przybliża nim na dworku kompana zagościł. Dowiemy się jak przyjaźń niknie z pokolenia na pokolenie i o niekompetencji tych co Documenta piszą. O moralności świętej pamięci Pani Liskowskiej i odcinaniu członków. Będzie też o tym jak niewiescie rączki co gońce trącają potrafią spowodować nienawiść i zniweczyć szansę na pokój i o tym jak historia pana Jakuba powoli się zaczyna.




Rankiem znaleziono Jana Wilkowskiego nad ranem leżącego bez ducha w kałuży własnych wymiocin. Nikt nie śmiał nabijać się z tego jak zareagował widząc zwykłego trupa. Trzeba było widzieć twarz zarezanego kozaka. Uśmiechał się niczym diabeł na obrazach. Czy widziałem? Broń Boże. Ponoć widok był tak straszliwy, że postanowiono truchło spalić na miejscu. Dajcie mięsiwa karczmarzu! Nie widzicie, że towarzystwo głodne nie tylko powieści? Niech stracę panowie, ja zapłacę. Panie wibryski wiwatuj ciszej nieco. Dobrze już. Historyja toczyć się musi dalej.
Pytanie? Pytaj więc.
Ahhh... Co nakłoniło Liskowskiego do służby u Andrzeja? Bardzo dobre pytanie. Otóż odpowiedź jest prostsza.
***
- Dlaczego przyjechałeś na służbę a nie w gości? - głos Angeliny był delikatny i ciepły.
Gedeon leżał w jej ramionach. Byli nadzy i odpoczywali obok siebie po upojnych grach miłosnych spokojnie, jakby nie zrobili nic złego. Angelina przymknęła oczęta czując jak chwycił ją za łapkę. Nie patrzył na nią. Zastanawiał się nad odpowiedzią na pytanie jakie zadała.
- Zabrali mi folwark - odrzekł tak beznamiętnie jakby właśnie stwierdził coś na wzór "słońce świeci". Otworzyła oczy szeroko w wyrazie zdumienia.

***

Pytacie jak to możliwe? Ano przez Documenta pewne. Polej mi sosu na tego świniaka jeśli łaska. Z podziękowaniem waszmości. O czym to ja... Ano tak, już pamiętam. Kiedyś pradziad Liskowskiego, Marcin Liskowski, zastawił futor u swojego przyjaciela Scaleskiego. Prawdziwe to były kumy. Jeden za drugiego by na śmierć poszedł bez chwili wahania. Razem mieli tyle fantazji szlacheckiej co całe województwo ruskie z ziemią sanocką. Anatoli Scaleski co prawda odmawiał podpisania dokumentu zastawu majątku Liskowskiego na rzecz pożyczki, ale Marcin chciał pokazać jak bardzo mu ufa. Stosowny papier podpisano przy samym staroście lubelskim a chwilę potem po jego podpisaniu, jaszczurzy szlachcic przy wszystkich ogłosił co następuje:
"Z podziękowaniem mojemu towarzyszowi broni, najzacniejszemu sąsiadowi, wiernemu naszej Rzeczypospolitej żołnierzowi Marcinowi Liskowskiemu. Ja Anatoli Onufry Scaleski, dług owy umarzam."

Wiwatowali całą noc przy huku bandoletów, pufferów, muszkietów, szczęku szabel, dzikiej muzyce liry korbowej i oczywiście trzasku kielichów rozbijanych o podgolone głowy szlacheckiej braci.

Przyjaźń Scaleskich z Liskowskimi, jaszczurek i lisów, na Lublin sławna cała była. Właśnie panowie bracia. "Była", zwróćcie uwagę na nacisk na czas przeszły.

***

- Poszło o moją matkę - powiedział, kiedy ucałowała jego policzek.
- Przykro mi to słyszeć.
- Niby dlaczego? Nic czemu bym nie sprostał. Nie powinniśmy wracać? Małe kawałki siana trudno się wyczesuje z ogona.
- Jeszcze chwilę - powiedziała wyciągając się leniwie. Nie mógł się oprzeć jej spojrzeniu,
- Dobrze, ale tylko nie licz na coś więcej. Mój konik więcej wody ze źródełka nie upije -zachichotał.
- Powiesz mi coś więcej? - zapytała słodko głaszcząc jego miękkie futerko na brzuchu.
- Nie czas i ochota na rozdrapywanie starych ran - odparł lekko zrezygnowany. Ona jedynie zachichotała i złożyła mu pocałunek tak głęboki jak nigdy przedtem. Zamknął oczy w rozkoszy. Wilcze pocałunki pomimo tego, że potajemnie spędzali czas od ponad miesiąca, były dla niego nadal czymś egzotycznym. Jego kochanka zawsze potrafiła go zaskoczyć.
- Ciężką wytoczyłaś kolubrynę - zachichotał liżąc ją w nos. Wiedziała, że teraz powie jej wszystko.

***

Tomasz Liskowski patrzył na Scaleskiego z mieszaniną furii i niedowierzania. Nikt w karczmie nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Lis i jaszczur zawsze przychodzili tutaj chlać na umór, tłuc szablami po stołach i wyzywać kogo popadnie. Polska brać szlachecka miała to do siebie, że godziła się równie ochoczo, co pluli sobie wzajem pod nogi. Jednak istniały pewne granica, którą Mikołaj Scaleski przekroczył. Wszyscy milczeli. Nawet muzykanci przestali grać.
- Odwołaj to psi synu! - ruknął Liskowski. Jaszczur natomiast śmiał się dalej. Mikołaj słynął ze łba tak słabego co jego kawały, które potrafiły iryrować dosłownie każdego. Połączenie tych dwóch cech z totalną szczerością bynajmniej do najlepszych pomysłów nie należało.
- Co ja poradzę na to, że twoja Mariolka to kurwicha? Wierz mi.
- Prędzej niebo zacznie mienić się kolorem sraczkowatym psia pyto!
- Mówię ci to, gdyż sam ją jebałem! Powiem tylko tyle, że daje równie ochoczo co wygłodniały koń owies zajada.
Zamilkli wszyscy. Scaleski był pijany i niejedno szło mu wybaczyć, ale miłość i zaborczość Liskowskiego do jego żony była wręcz legendarna.
- Jeszcze jeden taki żart Scaleski a poleci ci głowa!
Ryk Tomasza był tak przerażający, że wielki, zwalisty jak konar karczmarz skoczył z przerażenia do tyłu wywracając stół z dzbanami. Uwaga wszystkich była jednak skoncentrowana na prawej ręce lisiego szlachcica, która powoli i nieubłaganie zbliżała się to jego węgierki. To co za chwilę powiedział Mikołaj miało raz na zawsze pogrzebać przyjaźń dwóch rodów, która pamiętała czasy unii litewskiej.
-Prawda to. Nobile Verbum ci daję.
Cisza, choć to wydawało się to niemożliwe, pogłębiła się tak bardzo, że świst lisiej szabli odcinającej Scaleskiemu dłoń, jawił się niczym grzmot.
Dalej już był tylko krzyk przerażenia, gniewu, konsternacji i złorzeczenia. Wszyscy rzucili się pomóc Mikołajowi, który wił się z bólu na podłodze obficie obryzgując krwią z kikuta wszystko dookoła. Liskowski zaś odwrócił się spokojnie i powolutku wyszedł. Nikt nie miał odwagi stanąć mu na drodze kiedy ten dosiadał konia i odjeżdżał.



***
Tak panowie szlachta. Jako żywo tak było. Nie obchodzi mnie moralność żony Tomasza Liskowskiego. Wiem tylko tyle, że jak małżonek wrócił do domu, to jej takie kazania odprawiał w alkowie, że po dziewięciu miesiącach narodził się jego syn Gedeon. Może całe zajście miało pozytywny skutek na ich życie rodzinne, ale przyjaźń dwóch rodów na długie lata, eee... Jak to Zaporożcy mówią? A, już pamiętam..."Paszła w pizdu".
Ad rem mam przechodzić? No przecież gadam! Gedeona zaraz kiedy się urodził położono w kołysce zaraz obok siodła i szabli, starej węgierki jeszcze bez imienia króla Stefana, przeto batorówką nie była. Dzieciak płakał ponoć tak głośno, że mleko kwaśniało he he he he he...Dobrze już dobrze, ale najpierw mi dolej trójniaka. Choć trójniaczek to ma smaczek he he. Już mówię. Gedeon ze starszym synem Scaleskiego Wojciechem niespecjalnie się przejmowali zwadą rodziców i razem chodzili pić, wrzeszczeć, kląć jak diabły po karczmach i godzić się jak aniołowie. Wszyscy mieli cichą nadzieję, że dwa znakomite rody na powrót połączy braterska przyjaźń. Niestety nadzieja jest często matką głupich. Co?. A tego sam chciałbym się do wiedzieć o co im poszło, że nienawiść dozgonną sobie przyobiecali. Wiem natomiast tyle, że ponoć była to sprawa honoru tak ważna, że nie sposób o niej mówić, jeno pieśni pisać.

***
Liskowski ze Scaleskim grali w szachy, jak zawsze podczas niedzielnego popołudnia odkąd tylko nauczyli się poprawnie przesuwać pionki. Jaszczur na chwilę odszedł od stołu aby nalać sobie węgrzyna. Gedeon popatrzył raz ostatni na szachownice, ustawienie jego wieży nie za bardzo mu odpowiadało, poszedł wię oddać mocz za próg dworku robiąc sobie miejsce na kolejny kufelek piwa. Kiedy plansza stała tak sobie samotnie, do pokoju przyszła Karusia. Młoda kocica chciała jedynie uprzątnąć okruszki chleba ze stołu. Najwidoczniej pomagało jej licho, gdyż nieopatrznie potrąciła gońca. Malutka drewniana figurka leżał teraz koło szachownicy. Karusia szybko postawiła pionka na swoje miejsce, tak przynamniej uważała. Do pokoiku wszedł Liskowski. Posłał ładnej służce promienny uśmiech. Uśmiechnęła się lekko. Była jedyną służącą we dworku lisiego szlachcica i nieraz dokonywała z nim wspólnych "oględzin" małego pokoiku Gedeona. W istocie jej pan nie lubił spać w zimnej pościeli. Liskowski zasiadł z powrotem za stołem. Kocica pobiegła po kufelek dla swojego chlebodawcy, nie lubiła go zawodzić. Po chwili zjawił się Scaleski i z uśmiechem zasiadł na swoim miejscu. Tym razem partyjka powinna być wygrana przez niego. Wieża Gedeona ułatwi mu tylko dojście do króla. Spojrzał na planszę, tym razem z niedowierzaniem. Coś było nie tak.
- Ruszyłeś się moim gońcem kiedy po wino poszedłem! - Wojciech Scaleski był wyraźnie zdenerwowany, Jego gadzie oczy zwęziły się złowieszczo. Gedeon zrobił zdziwioną minę.
- A skąd ci to do łba przyszło?
- A stąd, że jestem tego pewien!
- Możesz być pewien, że za dużo chlejesz na swój słaby gadzi łepek. - Liskowski był już wyraźnie poirytowany postawą kompaniona. Nie pierwszy to raz Scaleski posądzał go o znaczenie kart, używanie oszukańczych kości i o kanty w grze w szachy. Wojciech nienawidził przegrywać.
Jaszczur przesunął gońca na pole na którym rzekomo stał wcześniej.
- Szaleju żeś się nażarł? - lis zawarczał gniewnie. Futerko młodzieńcze, jeszcze zbyt rzadko bliznami zaorane nastroszyło się gniewnie.
- Szach i mat! - powiedział Wojciech patrząc mu w oczy.
- Jaki kurwa twoja mać szach? Jaki kurwa mat?
- Zobacz sobie jak mi nie wierzysz - odparł ze spokojem gad.
Liskowski odsunął gońca tam, gdzie według jego mniemania miał być.
- Tutaj był! Graj normalnie bo w łep ochlajmordo dostaniesz.
- Oszust!
- Kutas!
- Kozojeb!
- Kutas!
- Krzywozgryz!
- Kutas!
- Kucharz turecki!
- Kutas!
- Świniopas!
- Kutas!
- Sodomita!
- Kutas!
- MAZOWSZANIN!
Na taką obelgę Liskowski obojętny pozostać nie mógł. Równie dobrze Scaleski mógłby na jego oczach zgwałcić świętej pamięci siostrę Gedeona Anetę. Brać szlachecka nienawidziła kiedy nazywano ich szlachtą z Mazowsza.
- ODSZCZEKAJ!
- NIBY JAK IDIOTO? JASZCZURKI NIE SZCZEKAJĄ!
- ODSYCZ!
- ANI MI SIĘ ŚNI! NIE BĘDĘ ODS...ODSA....ODSSYCZYWAŁ KOMUŚ KTO TRAKTUJE SŁUŻĄCĄ JAK ŻONĘ!


***

Tak bracia. Gedeon ponoć tak się rozsierdził, że złapał Scaleskiego za fraki i łbem jaszczurzego szlachcica otworzył drzwi na podwórze. Co? A waszmość uszy czyściłeś kiedyś? Przeca gadam, że nie wiem o co im poszło ale musiała to być zaiste sprawa honoru. Po bójce ostatecznie zniknęła więź między rodzinami. Dolej mi wody bo za dużo tych przypraw mimo wszystko. Polonus jestem ale takiego nadmiaru szafranu nawet ja nie przełknę! Dobra. Ad rem panowie. Parę dni później Gedeon wyjechał do Warszawy w sprawie jakowyś interesów rodzinnych, której naimę było Jagna. Nie śmiejcie się? Nie przechodka to była jeno szlachcianka! Liskowski chciał się dobrze ożenić a i jej jego ziemia ładnie pachniała. Brzydka nie była a talię miała zaiste jak osa. Och tak, ładna to była Suczka, może nie lisiczka, w których Gedeon tak gustował ale i tak chętnie szarżowali razem z jego lancą he he he. Co? Zebym gadał jakie miała? Potem powiem jak już opowieść skończę. Kiedy tak Gedeon odetchnął z ulgą, gdyż czarnej polewki mu nie podano,powrócił do Zawieprzyci co tam zastał? Scaleskiego panowie!!! Scaleskiego jego majątek z mości panem starostą grabiący! Pytacie jak to?
Otóż ci co pisali jak to Pradziad Marcin Liskowski zastawiał folwark scaleskiemu zapomnieli dopisać, że...

***
- Dług nie został umorzony. Tobie trzeba go spłacić Liskowski - powiedział triumfalnie jaszczur dosiadający siwka. Starosta wzdychał ciężko i notował coś w grubej księdze. Gedeon wiedział co to było. Spisywano teraz cały jego majątek od dworku po najmniejsze źdźbło trawy. Lisowi w oczach płonęły prawdziwe ognie. Nawet trzech przybocznych hajduków cofnęło się z przestrachem, pomimo tego, iż były to trzy wielkie niedźwiedzie uzbrojone w berdysze, które mogłyby bez problemu przełamać jakąkolwiek zastawę Gedeona a jego samego przerąbać na pół.
- Przeca każdy szarak na Lubelszczyźnie wie, że długu nie było! Twój przodek go darował! - krzyknął lis i aż futro zjeżyło mu się na karku. Hajducy odstąpili kroku.
- A gdzie jest to zaznaczone?
Liskowskiemu świat się zawalił. Właśnie tracił wszystko. Nie miał z czego opłacić hajduków, czeladzi. Słudzy odwracali się od niego na jego własnych oczach. Tylko konie szamotały się nie chcąc zmieniać pana, w takich chwilach Liskowski nie dziwił się, że poległe wierzchowce były liczone z poległymi na polu bitwy, nie dziwił się, iż koń był droższy niż czeladź. Te zwierzęta nie zdradzały. Nawet Karusia odwracała wzrok. Gedeon spojrzał w jej kierunku. Nie wytrzymała i odwzajemniła spojrzenie. Uśmiechnął się do niej promiennie z takim ciepłem w oczach, którego nie widziała nawet w łożnicy. Rozpłakała się i wybiegła z podwórza. Wolałaby aby ją przeklinał i pluł jej w twarz. Nie mogła znieść tego czułego błysku w jego oczach.
- One wszystkie to murwy są - powiedział jedynie.
Zapadła cisza. Słychać było powoli opadające krople deszczu. Swoista melodia natury dawała ukojenie rozklekotanym nerwom Gedeona, które nadal płonęły ogniem iście piekielnym. Starosta wzruszył ramionami.
- Wybacz panie Liskowski. Prawo jest prawem, a mnie nie sposób go obejść. Mogę cię jednak zapewnić, że bardzo chciałbym.
Stary pies położył rękę na ramieniu Gedeona. Wzrok lisa natomiast utkwiony był w moknącej ziemi. Deszczyk padał nadal spokojnym leniwym ciurkiem.
- Mam nadzieję Scaleski, że zdechniesz w najbardziej beznadziejny możliwy sposób jaki może wymyślić chory umysł. - Powiedział Liskowski łamiąc tym samym długą chwilę milczenia.
- Ostawiam ci dwa konie Gedeonie a jeden z moich hajduków towarzyszyć ci będzie przez miesiąc. wynoś się z mojej ziemi i nie waż się wracać.

***

Patrzył w niebo beznamiętnym wzrokiem kiedy ona wciąż głaskała go po brzuchu. Nie potrafiła wyrazić swoich emocji inaczej. Przymknął oczy i wtulił się w większą od siebie kochankę. Trwali w uścisku aż do zmierzchu. Nie obchodziło ich to, że grzeszą, że Gedeon cudzołoży z żoną swojego pracodawcy, który w dodatku był jego najlepszym przyjacielem. Czuli jednak tę nutę obcości uwielbiającą pojawiać się wtedy, kiedy jest najmniej pożądana. Byli tak blisko siebie a jednak tak sobie odlegli. Cierpieli z tego powodu niezmiernie. Chwyciła go mocniej kiedy poczuła bicie jego serca. Był jak przygoda, niczym wiatr na stepie, taki kuszący i nieuchwytny. Jednakże w tej właśnie chwili spoczywał w jej ramionach. Czuła się jakby właśnie chwyciła promyk słońca i uplotła sobie z niego pierścionek. On zdawał się czuć to samo. Głaskał jej włosy tak delikatnie jakby miały rozpaść się za milion kawałków od mocniejszego dotyku.
- Ja ciebie niegodny.
- Nie mów tak Gedeon.
- Biedak ze mnie. Dobrze, że choć szlachectwo zostało.
- Nie zbytki mi potrzebne i kiesa wypchana.
- Nic mi nie zostało - powiedział spuszczając wzrok ze smutkiem. Ona natomiast uniosła jego podbródek i pocałowała uprzednio darząc go uśmiecham tak promiennym i ciepłym, że złoto mogłaby oczami topić. Położyła jego łapę na swoim brzuchu. Patrzył na nią ze zdumieniem.
- Nieprawda Gedeonie. To co we mnie rośnie jest twoje.



 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
0
(+0|-0)
Opowiadania: Liskowic "Lisia szabla" cz.2 [+18]
Wysłano: 4.08.2010 19:00
Homo aves
Anthro
Wooo Po ostatnim zdaniu gość chyba dostał zawału. Hehehe.
Widać zdecydowaną poprawę, styl jest bardziej luźny i mimo to nie psuje klimatu. Podoba mi się :-ojjk:
Teraz bym nic nie zmieniła.
mam tylko jedno pytanie kto to właściwie opowiada?

:-Dk

0
(+0|-0)
Opowiadania: Liskowic "Lisia szabla" cz.2 [+18]
Wysłano: 4.08.2010 20:06
Efekt romansu wilka i lisicy
Anthro
Bandurzysta pewien XD niedlugo sie dowiesz skad to wie wszystko..nie chce spoilować XD

0
(+0|-0)
Opowiadania: Liskowic "Lisia szabla" cz.2 [+18]
Wysłano: 5.08.2010 11:48
Homo aves
Anthro
Inteligetna odpowiedź na miare inteligentnego człowieka. Ale kogo można było by się spodziewać po takim realistycznym odwzorowaniu epoki (z drobnym wyjątkiem w postaci futer) 8-)k

0
(+0|-0)
Opowiadania: Liskowic "Lisia szabla" cz.2 [+18]
Wysłano: 5.08.2010 15:21
Efekt romansu wilka i lisicy
Anthro
w prologu we wprowadzeniu nawet pisze "li słów kilka o polskiej szlachcie przez bandurzyste pewnego opowiedziane."
po prostu dalej bandurzysta kontynuuje opowiesc a juz kto nim bedzie to sie przekonasz sama ^^

0
(+0|-0)
Opowiadania: Liskowic "Lisia szabla" cz.2 [+18]
Wysłano: 6.08.2010 11:45
Homo aves
Anthro
Umkneło --k

0
(+0|-0)
Opowiadania: Liskowic "Lisia szabla" cz.2 [+18]
Wysłano: 6.08.2010 11:54
Efekt romansu wilka i lisicy
Anthro
Nic złego się nie stało ^^
Ciesze się, że choć tobie ta pisanina się podoba ^^