Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: Tygistor "Zagubiona Otchłań", cz. I  
Autor: Tygistor
Opublikowano: 2012/4/17
Przeczytano: 975 raz(y)
Rozmiar 15.70 KB
1

(+1|-0)
 
Zagrożenie.

Był piękny słoneczny dzień. Młody kojot leżał w trawie, wsłuchany w jej szelest, rozkoszując się ciepłym wiatrem smagającym jego pysk.
Nagle usłyszał wołanie - Tony! Tony! - Dobrze znał głos, wiatr niósł jego imię. Wstał szybko i zobaczył ukochana Mirandę, biegnąca w jego stronę. Zerwał się i po chwili padli sobie w ramiona, wirując w promieniach słońca. Po chwili oboje legli na miękkiej, sprężystej trawie, patrząc w niebo. Miri podniosła się i pochyliła nad nim, po czym powiedziała miękkim, syntetycznym głosem - Wejście do systemu: Nexus Hadesu.

Kojot, obudzony nagle, leżał przez chwilę, próbując przedłużyć sen. Niestety było już za późno, wizja rozwiała się, w ciszy słychać było jedynie szum wentylatorów.
- Cholerna SI - pomyślał zły. -jak zawsze perfekcyjne wyczucie. Po chwili rzucił w przestrzeń - Wyłącz napęd skokowy. Po chwili statek wyraźnie zwolnił, z drżeniem wychodząc z nadprzestrzeni. Z głośnika popłynął komunikat
- Napęd skokowy dezaktywowany, obecna prędkość: 30 tysięcy kilometrów na godzinę.
- Wiem, wiem. - Tony machnął ręką, po czym zwlókł się z łóżka. - Wyznacz kurs na stacje Heinsten FG-306.
Po chwili usłyszał komunikat - Kurs wyznaczony. Szacowany czas lotu: 8 godzin, 34 minuty. - Tony zwlekł się z łóżka i poszedł do łazienki, po drodze zgarniając ubranie ze stolika. Stanął przed lustrem i zobaczył w nim swoje odbicie. Szczerba w prawym uchu, brudna i ciemna sierść, kołtuny na piersi, beznamiętny wzrok. Wyglądał jak sterany przez życie starzec, a przecież miał dopiero 24 lata. Z westchnieniem przemył pysk, ubrał się i wszedł do kokpitu. Musiał kontrolować lot przez ten układ: w mgławicy, oprócz asteroid, czaili się piraci. Usiadł za sterem i przygotował sobie mocna kawę na rozbudzenie. Pijąc ją powoli, przypomniał sobie swój sen, jego umysł mimowolnie cofnął się w czasie o 4 lata, do dnia, w którym stracił wszystko.


Lato tego roku było upalne, nawet jak na standardy planety. Kolonia Rostok BF-313 leżała na skrzyżowaniu ważnych szlaków handlowych, między Proxima Centauri, Eta Carine i kilkoma innymi układami. W porcie kosmicznym panował duży ruch. Tony wywiązywał się ze swoich obowiązków, ale jego umysł był przy narzeczonej. Miranda była piękną lisicą, młodsza od niego o rok, jej jasnoczerwone futro kontrastowało ze szmaragdowozielonymi oczami. Znał ją od zawsze, w końcu byli sąsiadami. To z nią chodził na wagary, wspinał się po drzewach, droczył się o różne drobiazgi. jednak z czasem przestał widzieć w niej kumpele, zaczął dostrzegać, jaka jest piękna. W wieku 18 lat zaczęli chodzić ze sobą na poważnie. Poza drobnymi spięciami nic nie zakłócało spokoju tego związku. Dwa miesiące przed sądnym dniem zaręczyli się. Tony myślał właśnie o wyborze kościoła, gdy z głośników popłynął komunikat: "Uwaga: W kierunku planety zbliża się niezidentyfikowana flota wojenna, wszyscy obywatele są proszeni o natychmiastową ewakuację". Słysząc to, młody kojot rzucił wszystko i popędził do domu. Gdy tam dotarł, wszyscy w pośpiechu pakowali najpotrzebniejsze rzeczy i wchodzili do frachtowca. Nagle w oddali ukazała się rakieta, lecąca w stronę wieży kontroli lotów. Po chwili budynek zniknął w kuli ognia. Widząc to, Tony wepchnął wyrywającą się Miri do transportera.
-Zostaw! - krzyczała, zapierając się we wrotach. - Idę z tobą!
- Nie możesz! -powiedział. - Tutaj będziesz bezpieczniejsza. - lisica popatrzyła nań ze łzami w oczach i przytuliła mocno. Po chwili weszła do środka, a kojot popędził w stronę swojego myśliwca - ktoś musiał zapewnić bezbronnemu statkowi osłonę przeciwrakietową. Po chwili odpalił silniki i dogonił transporter. Oglądając się w tył, zobaczył salwę pocisków, zmiatającą miasto z powierzchni ziemi. "O mały włos"- pomyślał. Po chwili oba statki wyleciały poza atmosferę. Frachtowiec właśnie rozgrzewał napęd skokowy, gdy nagle tuż obok wyszedł z nadprzestrzeni duży okręt wojenny, chyba krążownik.
- Nie, nie, NIEEE! - krzyczał, widząc jak wieże statku powoli obracają się w stronę transportera. Po chwili otworzył ogień. Pierwsza kula plazmy chybiła, ale następna trafiła w bezbronny statek, zamieniając go w chmurę szczątków. Tony ukrył twarz w dłoniach, jego ciałem wstrząsnął niepohamowany szloch.
- Miri... - szepnął. Po chwili napęd skokowy załadował się, niosąc go w nieznane.

Po kilku godzinach doleciał na stacje Petersburg na orbicie planety Calume w sąsiednim układzie. Wciąż miał przed oczami obraz twarzy Miri i okrętu, roznoszonego na strzępy. Najbardziej bolało go poczucie winy, wyrzucał sobie, że nie zabrał ukochanej ze sobą. Nie mogąc sobie z tym wszystkim poradzić, zaczął pić. Jako że miał małe doświadczenie w tej dziedzinie, po tygodniu wylądował w szpitalu. Kiedy wyszedł, usłyszał komunikat, że planeta na której leżała jego kolonia została zniszczona.-To koniec.- pomyślał.- Nie mam dokąd wracać.-Od tamtej chwili pozbierał się i zaczął pracować w porcie na stacji. W międzyczasie wyrobił licencje pilota transportowca, a po trzech latach dorobił się własnego odrapanego statku. Z oczywistych powodów nazwał go "Miranda". Od tej chwili wykonywał pojedyncze zlecenia, żył z dnia na dzień i mieszkał na swoim frachtowcu, nie zatrzymując się nigdzie na dłużej. jedyną pamiątka po dawnym życiu było wspólne zdjęcie, jego i Mirandy, przyczepione do szyby w kokpicie. Byli na nim młodzi, szczęśliwi, pełni życia. Dawniej, gdy na na nie patrzył, łzy napływały do oczu, teraz obraz tragedii zblakł i nie wywoływał większych emocji. Westchnął i rozparł się w fotelu, obserwując asteroidy, mknące w przeciwnym kierunku. Po chwili z głośnika popłynął komunikat:- Uwaga: niezidentyfikowana jednostka wyszła z nadprzestrzeni, kurs kolizyjny.- Rzucił okiem na gravidar, klasa okrętu nie była oznaczona.-Komputer- powiedział Tony.-Połącz mnie z ta jednostką.- po chwili oczekiwania wyświetlił się komunikat: POŁĄCZENIE ODRZUCONE. Rzucił okiem na rubryki bandery i oznaczeń kodowych. Brak bandery oznaczał piratów, ale prawdziwy niepokój wywołał brak kodu- w końcu każdy statek musi go mieć.Po chwili rzucił na ekran obraz z tylnej kamery. Okręt był wielki a jego kształt wydał się znajomy. :-Tu SAF "Miranda".- powiedział do mikrofonu.-Schodzę z kursu kolizyjnego.- Żadnej reakcji, wiec kojot nieznacznie zmienił ustawienia lotu. Po chwili SI nadała komunikat:- Uwaga: zbliża się rakieta.-Co do... powiedział gdy nagle komputer pokładowy zaczął nadawać:- Uwaga: w systemach wykryto wirus. Wyłączanie silników. Wyłączanie osłon.Przejście na zasilanie awaryjne.- Co się u diabła dzieje?!- wrzasnął z niedowierzaniem. Po chwili kątem oka zobaczył smugę z boku statku, potężny wstrząs powalił go na podłogę. Z za zamkniętej śluzy usłyszał zgrzyt giętej i rozrywanej blachy, oraz straszliwy świst powietrza, uciekającego w próżnię. Si nadała komunikat:- Uszkodzenie kadłuba w przedziale ładowni. Szybki zanik atmosfery wewnętrznej. -Niedobrze- pomyślał kojot.- Pora się wynosić.- Zerwał s szyby wspólne zdjęcie po czym wskoczył do kapsuły ratunkowej, zabierając po drodze dokumenty i dziennik pokładowy. Będąc w kapsule, walnął przycisk na ścianie i po chwili był poza statkiem. Przez tylną szybę zobaczył olbrzymią wyrwę w prawej burcie. Po chwili kula plazmy rozniosła dorobek jego życia. -Dobrze, że był ubezpieczony- powiedział do siebie. Wciąż próbował przypomnieć sobie skąd zna ten statek. po chwili z lekkim wahaniem położył się do hibernatora. Było to dość ryzykowne, w obecnej sytuacji system podtrzymywania życia mógł działaś przez jakieś dwa i pół miesiąca. Innym wyjściem była śmierć w przeciągu tygodnia z pragnienia, a tak po prostu się nie obudzi. W obecnej sytuacji była to lepsza alternatywa. Po chwili zapadł w sen, mając nikłą nadzieje, że nie okaże się on snem ostatecznym


Tony'ego obudził pulsujący między oczyma ból.-"skoro boli, to znaczy że żyję"-pomyślał. Po chwili otworzył oczy i rozejrzał się dookoła. Leżał na pryczy w celi, której czystość pozostawiała wiele do życzenia. Wstał i podszedł do krat. Parę metrów dalej stała niewysoka tygrysica, majstrująca zawzięcie przy jakiejś konsoli. Po chwili obróciła się w jego stronę.
-Proszę, proszę.-powiedziała z cieniem uśmiechu.-Nasz łup się obudził.
-Łup? jaki łup?- Spytał kojot, trochę skołowany.- Gdzie ja w ogóle jestem?
-Stacja dzierzba w układzie Karlestona.-odpowiedziała, taksując go wzrokiem. Miała na sobie krótkie spodnie khaki za kolana i bluzkę w takim kolorze, oraz robocze rękawice. Spod granatowej czapki z daszkiem patrzyły na niego zielone oczy.-"Takie same miała Miri" -pomyślał.-Co się stało?- spytał. Po co te kraty?
- A jak myślisz, geniuszu? jesteś więźniem, ot cała filozofia.
- Jak długo spałem?
- Jakbyś pospał jeszcze z tydzień, wąchałbyś kwiatki od spodu.
- Kiedy mnie znaleźliście?
- Jakieś dwa dni temu. Masz twardy sen, mały.
- Zamierzacie mnie wypuścić?
- Nie za darmo.
- A jak nie zapłacę?
- Trafisz do jakiejś kopalni, albo wywalimy cie przez śluzę.- Gdy to powiedziała, na twarzy kojota odmalowało się przerażenie.- Żartowałam.- roześmiała się tygrysica po chwili.- Żałuj, że nie widziałeś swojej miny.-dodała, nie przestając się uśmiechać.
- To nie było śmieszne.- odburknął wkurzony kojot.
- Oj, nie bocz się tak. -odparła. -W końcu wciąż żyjesz, no nie?
- Dlaczego mnie tu trzymacie?
- Wszystko w swoim czasie.- odwróciła się w stronę konsoli.
- Hej!- krzyknął Tony w jej stronę.
- Hm?
- Jak ci na imię?
- Samanta, Sam dla przyjaciół.- rzuciła przez ramie po czym zabrała się spowrotem za konsolę. Tony odwrócił się w stronę stolika, na którym stała woda, trochę chleba i innego jadła. Zdążył się lekko posilić, gdy nagle drzwi za kratami otwarły się i do hali wszedł wszedł wilk w towarzystwie jelenia. Przywitali się z Samantą, po czym podeszli do krat.- Zbieraj się- powiedział wilk, tonem nie znoszącym sprzeciwu. Jego wygląd nie wzbudził zaufania- smolista sierść, dziura w lewym uchu, endoproteza w miejscu prawego ramienia.-Szybciej- ponaglił więźnia. Tony z wahaniem podszedł do krat. Jelen otworzył wiezienie karta. -Tylko bez numerów.- ostrzegł. Miał na sobie drelichowe spodnie, w uszach i nosie kolczyki, prawy róg był utrącony. Po chwili cała trójka udała się przez gwarne korytarze w nieznanym kierunku. Po dziesięciu minutach stanęli przed wielkimi szarymi drzwiami. Wilk rzucił do interkomu: - Przyprowadziliśmy więźnia.- na co drzwi otwarły się i kojot trafił przed oblicze potężnego Saurianina. Jego wygląd budził respekt- dwa metry wzrostu, postura szafy, grube zielone płyty skóry na plecach. Nad oczami miał grube kości brwiowe, co nadawało jego twarzy wściekły wyraz. Siedział rozparty w wielkim fotelu.
-Postawcie go- rzucił od niechcenia, nie odrywając wzroku od ekranu. Strażnicy stanęli przy drzwiach, gestem wskazali więźniowi krzesło. Tony usiadł na nim, czekając co się stanie. Po chwili jaszczur wstał i rzucił pilota na stolik. Przeniósł wzrok na kojota.--Skąd jesteś?- spytał
- Kolonia Rostok BF-313.
- TEN. Rostok?!- spytał kolos z nagłym ożywieniem.- Myślałem, ze nikt tam nie przeżył.
- W istocie, ocalało bardzo niewielu.
- Twoje imię znamy z dokumentów, które miałeś przy sobie, ale moje chyba ci umknęło. Nazywam się Hannibal i jestem panem tej stacji.- przerwał na chwilę, badając, czy kojot słyszał o nim. Po chwili kontynuował:- z danych nawigacyjnych twojej puszki wynika, ze masz za sobą długą drogę. Nexus Hadesu leży kawał drogi z stąd. Dziwne, że przeżyłeś taki dług lot.
- Jaki to układ?
- Mgławica Herrona.
- Pięknie, siedzę w cen...
- CISZA!- krzyknął jaszczur. Kojot położył uszy po sobie.- Nie lubię, jak ktoś mi przerywa, pamiętaj o tym, albo inaczej pogadamy.- Kojot milczeniu skinął głową. Saurianin kontynuował:
- Skoro już się znamy, omówmy teraz jedyna kwestię, która trzyma cie przy życiu. -Upił łyk z kufla stojącego na stole.- Chodzi o to coś, co zmusiło cię do lotu w tej puszce. Pogrzebaliśmy trochę w pamięci i znaleźliśmy nagranie z tylnej kamery. -Sięgnął po pilota i włączył jakiś film. Na ekranie ukazał się szybko oddalający się okręt, niszczący frachtowiec.- Wygląda znajomo?- spytał jaszczur. Wiezień skinął głową. - Nic dziwnego.- powiedział. - To jeden z tych, co zjechali Rostok.- Nagła myśl rozświetliła umysł Tony'ego. Wyrzucał sobie w myślach głupotę.
-Widzisz mały, jest wielu ludzi, którym ta katastrofa nie daje spokoju. Nie wiadomo, kim byli, skąd są, ani dlaczego zniszczyli akurat tę kolonię. -Przerwał na chwilę.- A ty już drugi raz się im wymknąłeś, wiec możesz mi pomóc. Możliwe ze szukają ocalałych, lub tylko ciebie.
-Nie boicie się, ze flota która zniszczyła kolonie, przyleci do was?
- Prosiłem, żebyś się nie odzywał bez pytania. Jednak twoja uwaga była dość celna. Jednak z raportów wynika, ze planety broniły tylko dwa krążowniki. Nas jest trochę więcej i sądzę, ze dalibyśmy im rade.- Kojot podniósł rękę prosząc o głos.- Szybko się uczysz. -Powiedział Hannibal.- Możesz mówić.
- Kiedy mnie napadli, wpuścili mi wirusa i wyłączyli wszystko. Jak zamierzasz sobie z tym poradzić?
- W pamięci twojej kapsuły znaleźliśmy to cholerstwo, technicy pracują nad firewallem.
- Mówisz tak, jakbyś spodziewał się spotkania z nimi.
- Nie spodziewam się, doprowadzę do niego.
- A jak ich zwabisz?
- Ty będziesz przynętą.- Kojot nie wydawał się zbytnio uradowany ta perspektywą.
- A jeśli się nie zgodzę?- spytał.
- To do kopalni, albo w kosmos.- Przerwał na chwilę.- To jak? Idziesz na taki układ? -Wstał i podał więźniowi łapę, wielką jak bochen chleba. Tony przez chwilę wpatrywał się w nią.- Zgoda.- powiedział, podając mu swoją.
-Świetnie. - Powiedział jaszczur.- Wobec tego możesz odejść, moi ludzie zaprowadzą cię do kajuty.- Skinął dłonią w stronę drzwi. - Zabierzcie go do pokoju 312 i upewnijcie się, ze nie nawieje. - Rozkazał, siadając spowrotem w fotelu.
- Po co to wszystko? -spytał Tony.
- Dowiesz się w swoim czasie.- z tymi słowy strażnicy chwycili go za ramiona i wyprowadzili z pokoju.

Wszyscy milczeli, przemierzając hałaśliwe korytarze. Po jakimś czasie zatrzymali się przed szarymi drzwiami. Jeleń otworzył je karta, po czym obaj wepchnęli więźnia do środka.- Masz szczęście. -Rzekł wilk.- Mało który wiezień dostaje apartament.- podszedł do ściany. -Tu masz interkom. Jakby coś się działo, użyj go. Mamy tu kamery, więc nie próbuj żadnych sztuczek.- Z tymi słowami obaj strażnicy opuścili pokój, zamykając drzwi od zewnątrz. Tony usiadł na łóżku i ukrył twarz w dłoniach. -Ale heca.- Powiedział do siebie.- Ze zwykłego pilota stałem się wabikiem na kosmitów, wiezionym przez piratów.-Rozejrzał się po kajucie. Jeden pokój, salonik, łazienka. Czysto prosto i schludnie, w kącie stał komputer.-"Więzienie z wygodami"- pomyślał. Po chwili zmęczenie dało o sobie znać i legł na łóżku. -"Dwa miechy snu, a mi jeszcze mało"- pomyślał, zasypiając.

Ciąg dalszy nastąpi...
 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
0
(+0|-0)
Opowiadania: Tygistor "Zagubiona Otchłań", część I: Zagrożenie
Wysłano: 18.04.2012 6:04
Canis lupus albus
Zmiennokształtny
Poza nielicznymi błędami/wpadkami (jak ta z oczami Miri i Sam), które nie rzucają się w oczy nie ma problemu.
Strasznie wciąga! ;P
Ja kce następną część!

0
(+0|-0)
Opowiadania: Tygistor "Zagubiona Otchłań", cz. I
Wysłano: 18.04.2012 19:47
Jeleń
Anthro
Dzięki za uznanie.

Fake naprawiony

0
(+0|-0)
Opowiadania: Tygistor "Zagubiona Otchłań", cz. I
Wysłano: 18.04.2012 23:25
Canis lupus albus
Zmiennokształtny
^^
A można spytać co z następną(ymi) częściami?

0
(+0|-0)
Opowiadania: Tygistor "Zagubiona Otchłań", cz. I
Wysłano: 18.04.2012 23:36
Jeleń
Anthro
Napiszę ciąg dalszy, jeśli historia zdobędzie jakieś większe uznanie.

Mam konkretny zarys całego tego bałaganu i sadzę, że tematu starczy na długo.