Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: MFarley - Karnawał Zdrajców - Rozdział I cz.5  
Autor: MFarley
Opublikowano: 2013/9/15
Przeczytano: 1088 raz(y)
Rozmiar 12.93 KB
2

(+4|-2)
 
Na dworze późna pora kładła ciemne, fioletowe cienie na ścianach chat, świątynnej wieży i otaczających wioskę lasach. Chłodny wieczorny powiew koił spiekotę dnia. Finn oddalił się od chaty pragnąc, by ukoił także gorączkę jego emocji. Na zachodzie słońce skryte za horyzontem oblało niebo pąsowym rumieńcem, jak gdyby skrępowane całym zajściem. Uciekało tak, jak uciekał i on.

Dlaczego wszyscy chcą wybierać mi żonę? Dlaczego już? – pytał sam siebie. – Ledwo staję się dorosły i już mam się żenić? Obłęd!
Szedł dalej, w stronę pól. Minął już stajnię na tyłach gospodarstwa.

I co, że jest ładna? Jakbym sam tego nie widział. Jest dużo ładnych. Ale żadnej nie lubię aż tak bardzo. Jeszcze nie. Nie teraz.

Ogródek był na tyłach ich zagrody, za chatą i resztą zabudowy. Kiedyś matka hodowała tam jedynie warzywa, ale kiedy zaczął terminować u Slaina, zyskał wiedzę o ziołach i przyprawach. Teraz poletko mieniło się bursztynowymi tarczami kwiatów dziurawca, jasnym fioletem tymianku i białymi główkami rumianków, spoglądających żółtym okiem naokoło. Dalsze rządki zajmowały głównie przyprawy, jak imbir, oraz warzywa. Cała feeria barw, teraz przygaszona pod całunem powstającej nocy. Tak jak kilka ostatnich miesięcy jego życia.

Więc kiedy? Tego nie wiedział. Czemu inni to potrafią, a ja nie? Czy tylko tak mówią? Dlaczego zawsze tak dziwnie się zachowują jeśli chodzi o kobiety? Dlaczego mieliby robić rzeczy, które robią?
Co Slaine powiedział? „Nie myśl tyle”? No to świetnie mi idzie.

Nogi same go niosły. Im dalej od domu, tym bardziej wyparowywała wściekłość i niemoc. Chłód wieczoru wykradał je spod jego skóry i śnieżnego futra. W zamian, wraz z lekkim dreszczem, ogarniał go pusty spokój. Czy może raczej wyczerpanie.
Może to po prostu nie dla mnie?

Dotarł w końcu do ogrodzenia. Wspiął się na nie i usiadł, zwieszając nogi z drugiej strony. Morze zboża srebrzyło się w mroku, falując delikatnie. Różowa łuna na zachodzie była już prawie niewidoczna. Noc rozlała swój atrament na karty nieba.
To prawda? Czy to jest MOJE życie? Cholera, jestem żałosny.

Ten cichy wewnętrzny głos jeszcze nigdy nie był tak głośny. Nie wiedział czy rozmawia ze sobą, bo nigdy nie był niczego pewien. To uczucie, które towarzyszyło tej myśli nie było znajome. Odrzucał ją wielokrotnie. Nic sobie z tego nie robiła. Zawsze wracała. Zaprzeczaj całe życie, ja wiem czego chcesz. To coś w nim drwiło z niego, a przecież było nim samym. I choć było zgorzkniałe i sfrustrowane, to jednak niezmordowane w uprzykrzaniu mu życia.
Pytania powracały. Czy odpowiedzi mogły kiedykolwiek się zmienić?

Nagle w nozdrza uderzyła go silna, znajoma woń. Niedźwiedzie piżmo, podszyte odorem fajki i ostrym zapachem alkoholu. Po chwili, jak spod ziemi, wyłonił się przed nim syn karczmarza. Młody Niedźwiedź był w wieku Finna i, choć nie tak umięśniony jak inni młodzieńcy jego gatunku, wciąż górował nad Wilkiem tak wzrostem, jak i masą.
– L–lamont? – zająknął się Finn, zupełnie zaskoczony tym spotkaniem. – Co ty tu robisz?
Wilk dobrze widział w ciemności, ale pysk Lamonta nie wyrażał niczego, poza jakąś twardą determinacją.
– Cześć Finn.
– …Cześć – odpowiedział niepewnie, potrząsając grubą niedźwiedzią łapą.
– Musimy porozmawiać – rzucił Lamont i nie czekając na odpowiedź obrócił się i ruszył w głąb pól. Finn przekrzywił głowę i uniósł brwi zdumiony. Czy to jakaś zmowa? Czy wszyscy wybrali sobie akurat dzisiejszy dzień na wyegzekwowanie od niego obowiązkowej części jego wkładu w życie wioski? Dlaczego nagle wszyscy czegoś ode mnie chcą?

Zwiesił łeb i westchnął zrezygnowany. Po chwili zeskoczył z płotu i podążył śladem Lamonta, stawiając czoło szynkowym wyziewom bijącym od Niedźwiedzia. Musiał przyjść tu prosto z gospody, gdzie pomagał swojemu ojcu.
Finn zrównał się z Lamontem zastanawiając się czego ten mógłby od niego chcieć. Znali się całkiem dobrze jeszcze z czasów dzieciństwa, ale też nie można powiedzieć, żeby byli wielkimi przyjaciółmi – ot, zwykli znajomi, nic więcej.
Wilk zaczął się trochę niepokoić, kiedy spostrzegł, że dość znacznie oddalili się od gospodarstw.
– Lamont, dokąd idziemy? – zapytał niepewnie.
Niedźwiedź przez chwilę nie odpowiadał, co jeszcze bardziej wzbudziło podejrzliwość Finna. Wreszcie jednak wymamrotał satysfakcjonujące:
– Chcę z tobą pogadać.
– Wiem, ale o czym? Nie możesz mi powiedzieć dokąd idziemy i po co?
Dotarli już prawie do końca ogrodzenia biegnącego wokół pola. Pytania Finna odbiły się od pleców Lamonta i wylądowały gdzieś na ziemi. Wilk stracił już cierpliwość.
– Lamont, dalej nie idę – powiedział zatrzymując się. Starał się przy tym nie zabrzmieć zbyt agresywnie. – Powiesz mi o co chodzi?

Lamont odwrócił się i spojrzał na niego z jakimś niewytłumaczalnym grymasem na pysku. Finn nie wiedział co o tym myśleć, lecz jego stopy ewidentnie myślały za niego i nagle zauważył, że instynktownie odsuwa się od Niedźwiedzia. Szkoda, że on też to zauważył.
– Ty miękka, rozlazła cipo! – warknął Lamont.
– Eeee… c-co?
– Nie wiem czy mam najpierw ci przywalić czy zapytać?
– M–może zapytasz? – zaproponował ostrożnie Finn unosząc łapy pojednawczo. Nim się spostrzegł, Niedźwiedź dopadł do niego i złapał za poły tuniki unosząc go tak, że musiał stanąć na palcach. Cal od jego pyska bijący wściekłością pysk Lamonta i obnażone kły.
– TRZYMAJ SIĘ OD NIEJ Z DALEKA, ROZUMIESZ?! – ryknął.
Finn nie musiał długo zastanawiać się o co chodzi Niedźwiedziowi. Nastawienie Lamonta z pewnością przyspieszało myślenie.
Świetnie – pomyślał Wilk. – Najlepiej wyjaśnić to wszystko zanim zajdzie za daleko. Wiedział już co powinien zrobić. Wydawało się, jakby cały dzień, a może nawet kilka ostatnich miesięcy, zmierzały do tego momentu.
– Lamont, to nie tak… – powiedział siląc się na spokój. A okoliczności mu w tym nie pomagały.
– NIE?
– Proszę, daj mi wyjaśnić…
– Ależ mów. Chętnie posłucham – wycedził Niedźwiedź odstawiając go na ziemię. Finn poprawił potargane poły tuniki i westchnął, nie wiedząc od czego zacząć.

– T–ty… kochasz ją? – zapytał w końcu chcąc kupić trochę czasu.
– A co ciebie to interesuje? – warknął w odpowiedzi. – Wchodzisz mi w paradę, TO cię powinno teraz obchodzić.
Lamont odwrócił wzrok i milczał przez chwilę. W końcu przemówił ponownie, innym głosem – To nie ty miałeś się tłumaczyć? – wycelował dwucalowym pazurem w pierś Finna.
– Tłumaczyć? – wydusił Finn z niedowierzaniem. – Z czego mam się tłumaczyć?
– Widziałem was dzisiaj… na targu. Byłeś tam razem z tym zapatrzonym w ciebie Brycem. I była ona…
Litości… – wypełniła go frustracja.
– I co właściwie widziałeś?
– Ona na ciebie leci, a ty co? Stałeś tam jak taka niemota! – warknął Niedźwiedź. – Powinienem obić ci pysk choćby za to… Wiesz ile bym dał, żeby być na twoim miejscu?
Wilk milczał nie dowierzając, że po całym tym dniu znalazł się jeszcze ktoś, kto chciałby być na jego miejscu.
– Lamont… wierz mi… – Finn opuścił łeb i wymamrotał z irytacją – nie będę robił ci problemów, bierz sobie wszystkie trzy…
– Głupa rżniesz, czy co? – Lamont wytrzeszczył oczy. – Cała wioska mówi o was! Baby gadają, że jużeście po zrękowinach.
– …nie wiem tylko jak zrobicie sobie… CO?! – wykrztusił młody wilk. Jak ludzie mogli rozpuszczać takie plotki? - To jakaś bzdura!

– Niezupełnie – powiedział trzeci głos. Finn i Lamont podskoczyli niczym oparzeni i obejrzeli się. Spomiędzy wysokich kłosów wynurzył się Jorg. Jego szaro–brązowe futro w mroku nocy mieniło się odcieniami granatu.
Przez kilka sekund żaden z nich nawet się nie poruszył. Spojrzenie brata spoczęło na białym Wilku. Było w nim coś, co sprawiło, że Finn zapragnął jak najszybciej oddalić się stamtąd. Coś świdrującego, jakby Jorg świadomie badał reakcję Finna na swoje słowa.
– Jak to… „niezupełnie”? – wydukał w zdumieniu Finn.
– Miałem tego nie mówić, ale… matka i ojciec rozmawiali z Mardigiem kilka miesięcy temu i… – Jorg wzruszył ramionami i westchnął.

Wilk zamarł.
Nie wierzę… Jak mogli zrobić coś takiego za moimi plecami? – pomyślał. - To po co całe te podchody?! Nagle przed oczyma stanęły mu obrazy. Nie wspomnienia, a wyobrażenia. Wizje wspólnego życia z kobietą, której nie pragnął. Starszą od niego, agresywną i dominującą. Zawsze, ilekroć na niego patrzyła, miał wrażenie, że zaraz zapadnie się pod ziemię. Nawet miał na to ochotę. Był przerażony.
Nagle zakręciło mu się w głowie. Poczuł nieprzyjemne gorąco rozpływające się niczym błoto wewnątrz jego piersi, a na jego grzbiet wystąpił zimny pot. Tunika przylgnęła łapczywie do jego futra.
– Finn, co się dzieje? – spytał Jorg zaniepokojony widokiem. Gdyby był w stanie, Finn zbladłby jak trup. Poczuł jednak wilgotną wściekłość w kącikach oczu. Oddychał szybko i płytko, jakby dopiero co przebiegł przez cały las.
Nie widział już nawet niczego wokół siebie, świat wirował i rozmazał się we łzach, które cisnęły mu się do oczu. Czuł się, jakby ktoś zdzielił go przez łeb. Zdezorientowany zrobił kilka gwałtownych kroków w tył, odwrócił się i rzucił do ucieczki. Nie uciekał przed Jorgiem czy Lamontem. Uciekał przed burzą emocji w swoim sercu i myśli w swojej głowie. Czuł, jakby zaraz miały go rozsadzić od środka. Może nawet nie uciekał? Wiedział, że musi coś zrobić. Po prostu pobiegł.

Jego brat przerażony i zaskoczony rzucił się w pogoń pozostawiając zdumionego Lamonta samego na polu ich ojca.
– FINN, WRACAJ TU! – wrzasnął Jorg przerażony nie na żarty. Nie chciał nawet myśleć co głupiego może zrobić. A biały Wilk zawsze był lepszym biegaczem od niego. Przesadził ogrodzenie, a Jorg był zaraz za nim.
– FINN! FINN, ZACZEKAJ! – krzyczał nie zatrzymując się. Zdawało się, że całą rolę pokonali w kilka sekund. Znaleźli się wśród drzew i krzewów, ale las był przerzedzony na skraju pól. Przynajmniej białe futro jego brata zdradzało go w ciemności. Jorg wiedział, że nie może odpuścić. Cokolwiek wstąpiło we Finna, w tym stanie mógł zrobić sobie krzywdę. Przestał nawoływać za bratem nie chcąc tracić sił i oddechu. W końcu stracił go z oczu, nadal jednak gnał za zapachem. Zapachem strachu i gniewu, czymś, czego jeszcze nigdy nie czuł w woni swojego brata tak intensywnie.
Krzewinki i liście chłostały go po pysku i torsie, rozdzierając koszulę, którą miał na sobie. Był zmęczony, spocony, przestraszony, a łapy bolały go od stąpania po szyszkach, korzeniach i kamieniach wyściełających mroczny bór. Kiedy usłyszał szmer potoku, wstąpiła w niego nadzieja. Tam miał szansę dogonić brata.
Choć wydawało się to niemożliwe, przyspieszył jeszcze bardziej i wypadł z gęstwiny tuż nad wąziutką żwirową plażą biegnącą wzdłuż obu brzegów. Rozejrzał się i wydawało mu się, że właśnie cała góra, a nie kamień, spadła mu z serca. Biały Wilk leżał na brzuchu przy strumieniu łkając i wymiotując. Cienka, pomarańczowa strużka porwana przez prąd spływała wraz z wodą w dół koryta. No i tyle z kolacji - pomyślał. Prawdę mówiąc po tym biegu sam był bliski oddania swojej.
Nie był to najprzyjemniejszy widok, ale Jorg z ulgą wsparł się na kolanach i pochylił próbując złapać oddech. Kiedy wreszcie udało mu się uspokoić, podszedł ostrożnie do leżącego Finna, który teraz łapczywie pił z rzeczki, jakby chciał zimną wodą ugasić pożar w swojej duszy. Albo w trzewiach.
Jorg usiadł obok swego brata i spojrzał na niego bezradnie. Teraz dopiero MUSIELI porozmawiać.


 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
1
(+1|-0)
Opowiadania: MFarley - Karnawał Zdrajców - Rozdział I cz.5
Wysłano: 15.09.2013 22:55
Wilk
Anthro
Dramat! Dramat! D:

Dopóki tylko czytałem cudze opowiadania, sądziłem, że łatwo będzie uniknąć popadania w banały charakterystyczne dla fandomu. Rzeczywistość zweryfikowała ten pogląd, ale myślę, że chyba do tej pory nie jest źle. Łatwo pisać o bitwach, rycerzach i akcji. Trudniej już tworzyć coś bardziej obyczajowego. Mam nadzieję, że ten projekt będzie przynajmniej dobrym treningiem, jeśli nie będzie niczym więcej ;)

0
(+0|-0)
Opowiadania: MFarley - Karnawał Zdrajców - Rozdział I cz.5
Wysłano: 16.09.2013 7:41
husky / wilk
Anthro
Cytat:
Łatwo pisać o bitwach, rycerzach i akcji.

Tego bym nie powiedział. Mi to sprawia większą trudność właśnie pisanie o bitwach i rycerzach i dlatego niestety nie piszę typowych opowiadań fantasy. Suma sumarum, to leży wyłącznie w talencie oraz w zainteresowaniach autora.
A tobie to wychodzi świetnie.
Tylko jakoś ten Finn... nie mogę znaleźć odpowiedniego słowa... dziwny bohater, ale pożyjemy to przeczytamy.

Cytat:
Trudniej już tworzyć coś bardziej obyczajowego.

Tu się zgodzę.

PS: Mam tylko nadzieje, że dożyję 100 część 100 rozdziału. :-Dk

0
(+0|-0)
Opowiadania: MFarley - Karnawał Zdrajców - Rozdział I cz.5
Wysłano: 16.09.2013 22:10
Wilk
Anthro
Może właśnie dlatego, że dynamiczna akcja dobrze mi wychodzi, to jest dla mnie prostsza do napisania.

Finn dziwny? Matka sama to o nim wspomina, ale... nie jest tak źle. Co dokładnie uznajesz w nim za dziwne? ;] Chcę, żeby był dość dynamiczną postacią, więc może nie pozostanie aż taki dziwny ;p

Cytat:
PS: Mam tylko nadzieje, że dożyję 100 część 100 rozdziału. :-Dk


Sam mam nadzieję, wierz mi ;]

0
(+0|-0)
Opowiadania: MFarley - Karnawał Zdrajców - Rozdział I cz.5
Wysłano: 17.09.2013 22:11
Panserbiorne
Zwierzę
Wlecze się strasznie... Ale mam nieodparte wrażenie, że główny bohater nie jest spokrewniony resztą rodziny. Tu się kręci jakiś większy wałek.

1
(+1|-0)
Opowiadania: MFarley - Karnawał Zdrajców - Rozdział I cz.5
Wysłano: 21.09.2013 15:37
Wilk
Anthro
No dobrze, chwila, żeby się odnieść do tego ;]

No właśnie... wiem, że jest to wleczenie. Tylko za bardzo nie wiem jak się do tego odnieść. Zgoda że w prologu akcji było znacznie więcej, tylko problem w tym, że specyfika samego otoczenia, perspektywy bohaterów, którzy się pojawiają w I rozdziale wymusza spowolnienie. W prologu mieliśmy dorosłych bohaterów, doniosłe wydarzenia, dramatyczne wręcz. A tu co? Niepewny siebie nastolatek. No trudno, żeby to było tak samo interesujące. Problem jest w tym, że jest jakiś większy obraz, tak? Mamy więc w prologu skalę makro, więcej się dzieje, ponieważ patrzymy na inne wydarzenia i z perspektywy osób znajdujących się w zupełnie innym miejscu w swoim życiu. Z tego samego powodu ten pierwszy rozdział "się wlecze". Młodszym czas płynie wolniej, zwłaszcza, kiedy tak naprawdę nie ma nic do roboty, plus mają mniej interesujące problemy ;)

Druga strona medalu jest taka, że nie mogę być głuchy na sugestie. Zobaczę czy coś można z tym zrobić - drugi rozdział powstał szybko po pierwszym i w podobnym tonie. Przejrzę, pokombinuję. To też zresztą dla mnie jakaś sugestia. Patrząc na zdecydowanie mniejszy entuzjazm i słabsze oceny (o ile to nie trolling jakiegoś idioty), mogę odnotować sobie pewien progres, bo tak jak mówiłem, prolog de facto został dopisany w rok po tym. Zobaczymy co uda się zmienić na lepsze. Dzięki ;]

Co do szczegółów fabuły... nic nie powiem ;]