Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: Liskowic - Żuraw i Smok - Prolog  
Autor: Liskowic
Opublikowano: 2014/9/12
Przeczytano: 1064 raz(y)
Rozmiar 7.15 KB
1

(+1|-0)
 
Powieść (no dobra...raczej twór powieściopodobny) pisana w oparcu o prawdziwe wydarzenia poprzedzająe nastanie Szogunatu Tokugawy. Chociaż jest ona bazowana na źródłach historycznych i stosownych opisach, samo źródłem nie jest. Bohaterowie są niekiedy mocno wybielani a inni zaś mocno demonizowani i to o wiele bardziej, niż sobie na to za żywota swego zasłużyli. Jest to powieść przygodowa i tak ją proszę traktować. Jak jesteś zainteresowany/na wydarzeniami tutaj przedstawionymi wstarczy napisać PM'kę a podam źródła i skontaktuje Cię z entuzjastami okresu, którzy na ten temat wiedzą więcej ode mnie.



Żuraw i Smok




Prolog



Że co mam opowiadać? Znowu to samo? Bynajmniej nie na pusty żołądek i nie na suchą gardziel. O! Tak lepiej. Hmmm...Trochę chłodny ten ryż. No dobrze, dobrze! Człowiek sobie zażartuje a ci od razu kijem go częstować...Że co? Aaaaa...Żeby zaczynać? Ano zaczynam. Początek tej opowieści tkwi znacznie dalej niżby się można spodziewać. A zaczyna się to wszystko..od końca. A właściwie od końca pewnego ważnego żywota.
Po śmierci Toyotomiego Hideyoshiego, sprawującego władzę dotychczas nad całą Japonią, zgodnie z jego wolą nad krajem kontrolę przejęła Rada Pięciu, która to miała czekać, aż syn Hideyoshiego osiągnie wiek pełnoletni. Jak oczywiście łatwo można się domyślić Toyotomi Hideyori owy wiek osiągnął, ale władzy się nie doczekał. Słusznie rzecze ludowe porzekadło, że najtrudniej oddaje się rzeczy pożyczone. Mój ojciec na ten przykład raz od sąsiada pożyczył motykę do ryżu. No mówię wam prawdziwe cudo myśli technicznej. Rączka imaginujcie sobie była wykonana z....hę? Przecież to jest ciekawe! No niech wam będzie. Już wracam do ciągu dalszego.
Na nic się zdały zamachy, trucizny i wypadki, które wcale wypadkami nie były. Szczególnie zaciekły w nasyłaniu kolejnych niebezpieczeństw był ród Tokugawa, który to w Radzie Pięciu największe miał wpływy. Ilośc wpływów oczywiście była liczona w ashigaru gotowych zginąć i zabijać za swojego daimyo. Ale im się nudzić musi. Jakby im dać tak pole do zaorania, to by im się ze łba durne pomysły wybiły. Nic tylko by latali i się siekali. Jak dwa gniazda os wrzucone razem do worka. Odłóż to! Nie! Zostaw tą szczotę kobieto! Co za ludzie. Pofantazjować nie dadzą.
Cudowne ozdrowienia po truciznach i ranach u Hideyoriego były tak częste, że ludność szeptać zaczęła jakoby to sami bogowie czuwali nad życiem chłopca. Coś za głośno szeptać musieli, skoro głosy te dotarły na dwory wszystkich daimyo dookoła.
Aby takim pogłoskom szybko uciąć głowę, postanowiono działać. Tokugawa Ieyasu, który przez historię miał zostać zapamiętany, jako ten, co szukał pokoju, zaczął przygotowywać się do zbrojnego konfliktu. Młody Hideyori okazał się lepszym graczem politycznym, niżby sobie życzył Tokugawa. Zdołał on bowiem zebrać pokaźną liczbę sojuszników, którym obiecywał fortece rodów Rady Pięciu. Kiedy Tokugawa przygotowywał swoje wojska, zwolennicy Toyotomiego już praktycznie czekali na polu bitwy.
Zdałoby się, ze sprawiedliwość zatriumfuje pod Sekigaharą. Opowieści takie jak tak zwykle kończą się pokonaniem niegodziwych i walczących za pomocą trucizny wiecznie głodnych władzy złoczyńców. Każdy prawdziwy jednak historyk, przed napisaniem oczekiwanej przez zleceniodawcę wersji zdarzeń, powie jednak, iż przedmiot jego badań zdaje się osoby knujące faworyzować.
Toyotomi przegrał wielką bitwę pod Sekigaharą umacniając tym samym pozycję Tokugawy. Stając się symbolem męstwa w oczach zbyt wielkiej liczby moznych i wpływowych, Tokugawa nie mógł zabić młodzika nie ryzykując przy tym buntu. Młody Toyotomi został zatem skazany na dożywotnią izolację w zamku Osaka, gdzie jego rodowi nadano nielichy, bo liczący aż 657 400 koku ryżu, roczny dochód.
Kiedy uzurpatorzy zacierali ręce, Toyotomi nie próżnował. Opłacał bowiem zza murów poczynania swoich sojuszników, odkupywanie ryżu prosto od wieśniaków, palenie stajń jego wrogów, najemnych żołnierzy oraz agentów, którzy najmowali roninów wyjętych spod prawa przez szogunat. O ironio płacił za to środkami nadanych mu przez tych, przeciw którym miał niebawem wystąpić. Tamci zajęci byli wydawaniem środków na obwarowywanie własnych fortec. Kto jak kto, ale zdrajcy, którzy zakłądają ze sobą pakty, wiedzą, że sami mogą niebawem zostać zdradzeni przez wielce niepewnych sojuszników. Lepiej lód pierwej sprawdzić kijem niż nogą. Moja bratowa na ten przykład los kusiła co roku chadzając w zimie nad sadzawkę i...Zacznę dopiero, jak mi się ryżu doniesie! O! Tak lepiej. Na czym to ja....Już pamiętam. Na co komu to straszyć kijami? Przecież mówię! Hmm...Zdałoby się do tego ryżu trochę marynatek. Po co te nerwy? Żartowałem jeno.
Skutek był taki, iż kiedy domyślono się kto za tym wszystkim stoi, to połowa kraju głodowała, nastała zima a zamek Osaka dysponował niebywałymi zapasami oraz pokaźną liczbą ashigaru i doświadczonych, nienawidzących Tokugawy szermierzy, których łatwo mógł wyżywić.
Tym oto sposobem Toyotomi Hideyori, zwany odtąd Młodym Smokiem, zmusił wroga do zaatakowania znakomicie zaopatrzonego zamku głodującymi wojskami podczas zimy. Widziałem oblężenie z daleka i szczerze przyznam, że z bliska bym nie chciał nawet za tron z nefrytu. Skala działań wojennych była tak wielka, że dupa cierpła.


***

Na pokrytej śniegiem gałęzi, w dziobie trzymając kawałek padliny, przysiadła wrona. Po dłuższej chwili zaczęła spożywać swój uczciwie ukradziony posiłek. Gdyby przeciętny obserwator nie zważał na to, że kawałek zjadanego mięsa miał gałkę oczną przyklejoną do kawałka skóry oraz na inne okoliczności, które zaraz będą tu przedstawione, mógłby uznać ten dzień za malowniczo wręcz piękny.
Puch pokrywał ogołocone z liści gałęzie wiśni i wierzb. Śnieżna biel pokryła brąz błota, szarośc kamieni, żółć piasku i wiele innych kolorów niezliczonej masy rzeczy zarówno tych dla zmysłów przyjemnych jak i tych wręcz odwrotnie.
Niestety, gdyby przeciętny obserwator zechciałby spojrzeć w dół zbocza, zobaczyłby, iż biel śniegu łączy się z czerwienią posoki.
Błękit niebios zniszczony został przez szarośc dymu.
Krzyki, pełne werwy nawołujacej do dalszej walki jak i te pełne bólu i strachu, wymieszały się i nie sposób było rozróżnić jednych od drógich.
Ziemię, zamiast przebiśniegów, pokrywały ciała a w tym zapewne właściciela spożywanej przez wronę gałki ocznej.
W mury zamku Osaka, za pomocą tysięcy ashigaru, łomotała bitwa. A wrony, nic sobie z niej nie robiąc, zajadały dalej rade z tego, że tej zimy głodować nie będą.





 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.