Zmień fonty Zmień rozmiar
Opowiadania: Miramin "Stwórcy" - cz.2  
Autor: Mira
Opublikowano: 2007/11/14
Przeczytano: 1501 raz(y)
Rozmiar 7.46 KB
0

(+0|-0)
 
Gari – początek drugiego życia

Obudziły mnie dziwne odgłosy. Były ciche, ale mój wyostrzony słuch wyłapał bezbłędnie szmer i chlupot wywołany dość szybkim biegiem jakiegoś stworzenia przez kałuże w jaskini, w której niewątpliwie się teraz znajdowałam.
Nie byłam pewna czym jestem i gdzie jest położone miejsce, w którym mnie „wyrzuciło”. Uświadomiono mi jednak jak paskudne mogą być następstwa używania zakazanych zaklęć. Przygotowana byłam na śmierć. Spodziewałam się też, że coś może pójść nie tak i nawet coś takiego nie zrobiło na mnie takiego wrażenia jakby mogło się to wydawać.
Nie miałam pojęcia jak długo spałam, ale czułam się jak posąg, którego zmuszono do robienia przebieżek... Koszmar.
Tak czy owak, przyzwoicie byłoby sprawdzić skąd dobiegają te hałasy.
Nigdy nie miałam materialnej powłoki, ale pierwsze doświadczenia z posiadaniem takowej nie okazały się miłe czy zachęcające – głowa mi pękała, nogi odmawiały posłuszeństwa, a uszy – niestety – sprawiały wrażenie *zbyt* sprawnych i nawet najcichsze odgłosy znacznie utrudniały mi skupienie się na czymkolwiek. Zapewne kwestia przyzwyczajenia... - Cholera... Czemu nie mogłam po prostu zginąć...? - zadałam pytanie tak cicho, że nikt prócz mnie nie miał prawa go usłyszeć. Wiem – mogło być gorzej, aczkolwiek zniszczenie pradawnej rasy – z resztą przez jedną z jej przedstawicielek – nie należy do czynów, które możnaby nazwać chwalebnymi...
„Przynajmniej przyczyniłam się do zakończenia wojny...” - pomyślałam, próbując ukryć swoje uczucia za cienką warstewką optymizmu i uśmiechnęłam się, jeśli wykrzywienie pyska mówiące „skąd wiesz, że to ja” można w ogóle uśmiechem nazwać. Heh. Jeśli próbowałam oszukać samą siebie, to z przykrością stwierdzę, że tym razem mi nie wyszło.
Gdy odrętwienie nieco przeszło, skierowałam się chwiejnym krokiem ku miejscu, skąd wcześniej dobiegały odgłosy. Czyli ku wyjściu z groty.
W miejscu, gdzie byłam już w stanie coś zobaczyć, postanowiłam się sobie przyjrzeć, nie przerywając „spaceru”.
Moje, sprawiające wrażenie dziwacznego i egzotycznego, ciało – nawiasem mówiąc coś podpowiadało mi, że jako osobnik, w którego się przedzierzgnęłam, byłam atrakcyjną przedstawicielką rasy – pokryte było gęstym, śnieżnobiałym futrem. Gdzieniegdzie widniały na nim małe, czarne plamki.
„Irbis” - pomyślałam automatycznie, świadoma tego, iż nigdy wcześniej nie miałam styczności z tą nazwą. Zapewne działało to na zasadzie uśpionej bazy danych, uaktualniającej się przez czas mojego snu. Język, podstawowe zachowania. Czułam nawet chęć na zjedzenie czegoś *żywego*. Zaprawdę – głód to dziwne i irytujące uczucie...
Oględziny przerwało mi gwałtowne szarpnięcie za ramię. Już po chwili stosunkowo dużą łapę miałam przyciśniętą do swojego pyska. Nawet nie próbowała krzyczeć. - Ćsiii... - usłyszałam łagodny, najprawdopodobniej męski głos. - Nie znajdą nas, jeśli będziemy cicho. Bądź więc tak miła i nie wkop nas.- fakt, iż zasłonił mi usta, wystarczył bym wiedziała, że mam się nie odzywać, ale najwyraźniej futrzak był zbyt poddenerwowany, by to zauważyć i powstrzymać się od kilku drobnych uwag.
Jeszcze przez kilka chwil słyszeć się dały szmery z zewnątrz, a potem ucichły i zapanowała niezręczna cisza. Tygrys nadal przyciskał mnie do piersi, a ja, jak posłuszne ciele, stałam i czekałam aż wpadnie na genialny pomysł puszczenia mnie.
Po chwili, gdy uznałam, że zagrożenie – czymkolwiek było – minęło, sama szybkim ruchem wymknęłam się spod łap nieznajomego. - Czy mógłby mi *pan* wyjaśnić o co tu chodzi...? - spytałam najgrzeczniej jak tylko potrafiłam, co niekoniecznie znaczy, że mój ton był miły... - Uciekłem – odparł beztrosko i wzruszył ramionami, podkreślając swój brak zainteresowania rozmową ze mną. Nie odnotowałam, w którym momencie przez myśl przeszło mi „cholerny tygrys...”, jednak tę uwagę zachowałam dla siebie. - A dokładniej...? Cóż. Wybacz, że nie jestem jasnowidzem...
Mars na moim czole, który w tym momencie widoczny byłby nawet spod futra a'la sasquacz, sprawił, że futrzak zaśmiał się, ukazując swoje zaskakująco lśniące kły. - Wybacz o *pani* - nie wiem czemu, ale wydało mi się, że słyszę kpinę – nie przedstawiłem się. Xelf – dla przyjaciół, których nawiasem mówiąc nie mam, i dla wrogów, którzy dla odmiany mnożą się jak podniecone króliki na wiosnę, pijawka, bydlak, kretyn, przylepa... – urwał, zamyślił się chwilę, po czym znów pokazał swoje oślepiająco białe kły, w kolejnym, beztroskim uśmiechu - ...chyba nie muszę wymieniać dalej...?
Udaliśmy się na zewnątrz. Tygrys ostrożnie wyjrzał poza grotę i przywołał mnie machnięciem ręki. Ech. Czułam się zażenowana tym, że traktuję mnie jak ułomną, która odczytuje tylko proste sygnały tego typu...
Gdy już się przemogłam i dołączyłam do zajętego wypatrywaniem niebezpieczeństwa towarzysza, pierwszy raz ujrzałam swoje lub – jak się potem okazało – nasze dzieło.
Grota, w której spędziłam tyle czasu, okazała się starą jaskinią uwięzioną pośród drzew. Las wyglądał na ostoję spokoju, a dźwięki niesione przez wiatr dawały ukojenie moim zmęczonym ciągłym echem w jaskini uszom. Ach, jakiż piękny był ten ptasi śpiew...! Spoglądałam na powalone, pokryte grubą, miękką warstwą mchu pniaki, nieprzypominające niczego, co mogłabym kiedykolwiek zobaczyć, gdyby nie ta „mała pomyłka”.
Słodkie zapachy wbijały się w moje nozdrza, czyniąc ten Świat jeszcze piękniejszym. Tysiące lat byłam Magiem – prawie bogiem – i mogłam czynić cuda o jakich nikt nie śnił, a jednak to co wtedy ujrzałam i sam fakt, że będę mogła żyć na tym Świecie uczynił mnie najszczęśliwszą istotą w dziejach – ludzi, futrzaków i Magów... Duma wręcz mnie rozpierała, a cały pesymizm zgasł w obliczu cudownego uczucia jakim jest radość, tak jak gaśnie zdmuchnięta świeca... Oczywiście w takich momentach zawsze znajduje się ktoś, kto potrafi znów rozniecić płomień...
Odprowadzę cię do Averunu. Nie chcę mieć cię n... Czy ty mnie w ogóle słuchasz?! - jego słowa jakby rozpływały się wśród szumu drzew, śpiewu ptaków i wycia wilków, dochodzącego z oddali. Nie chciałam psuć sobie tej chwili przez gościa, który nie umie obchodzić się z kimś takim jak *ja*... Zignorowałam więc go.
Gdy po pewnym czasie spojrzałam w stronę, gdzie jeszcze przed chwilą stał, zobaczyłam tylko niknący w krzakach ogon. „Poradzę sobie i bez niego pomyślałam” po czym odwróciłam się w drugą stronę... BUCH! - coś wybuchło, wydzielając ogromne ilości oparów, przez które nie mogłam przebić się wzrokiem. Odruchowo przypadłam do ziemi i spróbowałam przesunąć się jak najdalej i jak najciszej. „To dlatego zwiałeś, cwaniaku...” pomyślałam. Może powinnam się bać, ale nie odczuwałam strachu. Ostatnie co sobie przypominam z tego dnia, to moment, kiedy Xelf chwycił mnie za łapę, Potem poczułam przeszywający na wskroś ból w czaszce i film mi się urwał...
 
Powrót do kategorii | Powrót do strony głównej artykułów
Komentarze są własnością ich autorów. Twórcy niniejszego serwisu nie ponoszą odpowiedzialności za ich treść.
0
(+0|-0)
:]
Wysłano: 21.11.2007 16:21
fajkojot
Człowiek
Zapowiada się interesująco, zwłaszcza po ładnym wstępie w pierwszej części :-)k Mógłbym się czepnąć o "futra a'la sasquacz" albo "uśpionej bazy danych, uaktualniającej się przez czas mojego snu" ale wiadomo o co chodzi, chociaż trochę takie współczesne zwroty psują klimat :P
Brak mi opisu Xelfa. Z tekstu wiemy, że jest tygrysem i ma ładne, białe zęby i beztroski uśmiech, ale nic więcej. I że ma stosunkowo dużą łapę :P A brak opisu rzuca się w oczy, gdy po złapaniu Gari za pysk pojawia się tekst "Tygrys nadal przyciskał mnie do piersi" - nie padł żaden opis, Gari Xelfowi się nie przyglądała, ale dowiadujemy się, że jest tygrysem. Jakby brakowało części tekstu zawierającej opis tego pana.

0
(+0|-0)
Re: :]
Wysłano: 20.12.2007 12:33
Kuciak najprawdziwszy!
Zmiennokształtny
Ależ opis znajdzie się w kolejnej części, a przynajmniej taki po krótce ^^ Po prostu kolejny - ukończony już rozdział - będzie poświęcony temu co się z nim dzieje. Wiesz... czasem trudno znaleźć trafne określenie, nie pomyśli się i potem są tego skutki ^^'