GONIĄCY ZA SŁOŃCEM - Julia Nidecka
KAW, Warszawa, 1983, oprawa miękka, 149 strony, format 12x16cm.
Dwa opowiadanka są furry (i jedno z jakiegoś pogranicza nietypowych
orientacji seksualnych w bardzo zakamuflowanej formie):
"Megalomania."
Co zrobią z odziedziczonym światem inteligentne zmutowane psy i
inne ciekawe zwierzaki. Kiedy już ludzie ze zniszczonej cywilizacją
planety odejdą zostawiając spustoszony, wyesploatowany świat. Jak
ochronią się przes skażeniami, chorobami, jakie stworzą społeczeństwa
? Jak znajdzie się w takiej społeczności powracający po latach z
dalekiej badawczej wyprawy kosmicznej człowiek. Odrzucony kiedyś
z powodu psychicznego nieprzystosowania do cywilizacji przez ludzki
świat.
Króciutkie opowiadanie, troszke w stylu "Miasta" Simaka tylko oczywiście
nie ten rozmach i zakres. Ale fajne. Motyw dla mnie jak znalazł,
i bohater mi pasuje (o locie nie wspominając) i ta exZiemia Kansów,
miłe toto było, duże i niekiedy futrzaste. Sama społeczność też
ciekawa.
"Goniący za słońcem."
Ludzie chcą za wszelką cenę terraformować obcy świat niszcząć przy
okazji poprzez zmiane temeperatury i utworzenie tlenowej, trującej
dla tamtejszej fauny atmosfery inteligentny, społeczny gatunek
podobny w zachowaniu do dzikich mustangów. Szokuje zwłaszcza
zadufanie i bezgdaniczna tępota. Przy takiej swobodzie transportowej
i technologicznej jaka występuje w opowiadaniu znajdzie się przecież
bez problemów inny, samotny świat. Bardzo ponura wizja technokratycznej,
prymitywnej przyszłości w której już nikt za dobrze nie wie co
robi, nie widzi nic poza własnym nosem (problemem głównego bohatera
jest awans za wszelką cenę), nie zastanawia się dokąd zmierza i
jakie są w ogóle konsekwencje jego działań. Gdzie nie ma rozwoju,
jest za to regres i śmierć. Stworzenia na planecie są inteligentne,
mają własny język który zresztą człowiek może opanować, rozumieją
zagrożenie pochodzące od fabryk tlenu i starają się mu przeciwdziałać
co stawia je potencjalnie na pozycji konkretnych partnerów.